czwartek, 24 stycznia 2013

Być zakładnikiem

 photo DSC06273_zps25409a94.jpg
 
 
 
 
Piszę ten post przeżywając jednocześnie powrót Florence Cassez do Francji, po 7 latach spędzonych w meksykańskich więzieniach. Skazana na 60 lat więzienia młoda dziewczyna została wczoraj uznana za ofiarę meksykańskiego systemu sądowego i jego wewnętrznych wojen klanicznych. Trudno opanować emocje widząc jej mamę, ojca, braci… Za chwilę będzie witana z honorami Republiki. I Sarkozy i Hollande bowiem byli bardzo zaangażowani w proces jej uwolnienia. Skutecznie jak widać choć tyle lat upłynęło.
Czy Cassez jest/ była winna? Tego do końca nie wie nikt, no może jej adwokat, który twierdzi, że jest niewinna. Tą tezę potwierdzają w mediach politycy, bliscy, komitety wsparcia.
 
Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności wczoraj skończyłam czytać “Pamiętnik zakładników” Christian Chesnot i Georges Malbrunot. Ci francuscy dziennikarze byli zakładnikami Islamskiej Armii Iraku przez kilka miesięcy 2004 roku, a dokladniej od sierpnia do grudnia. Ich pamiętnik jest wstrząsającym zapisem tego co oznacza być zakładnikiem, żyć jak zakładnik,  według dobrej badz zlej woli terrorystów. Jak wiele elementów wpływa na los zakładnika, jak zagmatwane układy i rozmowy pośredników, wielkich mocarstw, ministrów, grup terrorystycznych, przywódców duchowych mogą w ciągu kilku minut zadecydować o śmierci bądź o życiu. Jak latawiec na wietrze zakładnik by przeżyć adoptuje się do nowych warunków, czujny wsłuchuje w to co mówią bandyci, jak psycholog obserwuje ich twarze, jeśli je oczywiscie widzi. Dlaczego włoski dziennikarz Enzo Baldoni ma podcięte gardło a Francuzi żyją, są uwolnieni, w tym samym czasie, w tym samym kraju? Z pewnością wiele na ten temat już napisano. Jak i o Florence Aubenas… dziennikarce z "Liberation" czy o Ingrid Betancourt… “La rage au coeur”, Wściekłość w sercu… jak i inne jej książki w tym ta najbardziej wzruszająca – Listy do jej dzieci i jej dzieci do niej… w których pisała, że jest ich fanką, fanką numer 1, dawała im “rady” na przyszłość, na życie bez niej… gdyż straciła wiarę w swoje uwolnienie.
 
Zakładników wciąż przybywa… ale tak w głębi każdy z nas jest w jakimś stopniu zakładnikiem. Zakładnikiem miejsca, w którym żyje, warunków w jakich się wychował, struktur psychicznych, którymi naznaczona jest jego osobowość. Nikt z nas tak do końca nie jest wolny… czuję to bardzo mocno wewnątrz siebie. Jestem więźniem moich dziecięcych ran, braków i nadmiarów. Jestem więźniem mojej rodziny, w jakimś stopniu, gdyż mój czas codzienny organizuję tak by jej służyć, jestem więźniem moich obaw, strachów i nadziei…
A chciałabym, bardzo, być jak najbardziej wolna!
Mrzonka?

2 komentarze:

  1. Masz rację, każdy z nas jest w jakims sensie zakładnikiem. Najgorsze, że często sami budujemy wieżę i się pozwalamy w niej zamknąć. Po latach uświadamiamy sobie, że żyliśmy w więzieniu. I często trudno jest się z tego więzienia, czy wieży na Szklanej Górze uwolnić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podzielam Ruda... najpiekniej by bylo gdybysmy to my mogli w jak najwiekszym stopniu zadecydowac czy zgadzam sie na to zamkniecie i na jak dlugo czy nie? zazwyczaj jednak nie zdajemy sobie z niego sprawy...

    OdpowiedzUsuń