sobota, 9 marca 2013

Nietypowy dzień kobiet…


 

Jeśli za typowe uznać obchody tego święta w krajach byłego bloku komunistycznego to mój dzień kobiet był nietypowy. Jeśli zaś wziąć pod uwagę brak świętowania we Francji… to ? Też był nietypowy ! Taki proszę państwa ambaras…

 

Rankiem myślałam, że nic specjalnego się nie wydarzy bo :

-          życzeń panowie tutaj paniom nie składają

-          tulipanków i innych rajstop nie wręczają

Za to TV i media trąbią co roku o tym samym, że kobiety zarabiają 20% mniej niż mężczyźni na tym samym stanowisku, że pracują na 2 etaty bo 80% prac domowych wykonują właśnie one, że na stanowiskach kierowniczych kobiet nie ma a w polityce mał być parytet ale coś nie wychodzi… tratatata… I co z tego? Można by zapytać.

 

Tymczasem, dzień okazał się całkiem przyjemny bo:

-          byłam u fryzjera mojego i z ładną głową wyszłam a to zawsze na mnie dobrze działa…

-          kupiałam sobie bukiet anemonów w kolorze kardynalskim… bo to były ulubione kwiaty Babci Teresy a 23 lata od dnia pogrzebu wczoraj właśnie minęło

-          pogadałam z mamą przez godzinę, przez telefon i się różnych wspomnień na temat 8 marca nasłuchałam o tych rajstopach, paczkach kawy na biurkach i biurowych a raczej bankowych, bo mama zawsze w bankach pracowała, balangach, których i ona i jej koleżanki miały powyżej dziurek w nosie.

A na koniec? Na koniec mąż z pracy dotarł, wcześniej niż zwykle bo o 19h i stwierdził “wychodzimy, za ładna jesteś, żeby wieczór w domu spędzać”, to a propos fryzury było!

Wskoczyłam więc w granatowe wiosenne spodnie, w błękitną koszulę, i w mój mały niebieski-indygo płaszczyk, blond włosami zamachałam i poszliśmy uradowani na ulicę Notre Dame, ulicę antykwariuszy, nieopodal domu.

 

Tłum przed moim ulubionym angielskim lokalem, Paul’s Place, zachęcał do wejścia. Cudem i fuksem zajęliśmy jedyny wolny stolik, popłynęło winko i kilka minut później Marion z gitarą uraczyła nas godzinnym koncertem. Banan nie znikał z mojej twarzy! Kilkanaście piosenek jej autorstwa specjalnie na Dzień Kobiet o dzieciach, in vitro, baby blus, damskiej torebce czy przemijającej urodzie ze zgrabnie przerobionego sonetu pana Ronsard’a “Mignonne allons voir si la rose”. Ostatnia piosenka strasznie nas rozśmieszyła bo opowiadała o parze rodziców, których dzieci pojechały na tydzieź wakacji do dziadków a zakochani… amortyzowali każdy wieczór bez baby-sitter wychodząc przykładnie do kina, restauracji, teatru i baru. To była pisoenka o nas i o tym właśnie minionym tygodniu…
 
W poznych godzinach wieczornych TV zamiast biadolic o losie kobiet podala, ze 87 % Francuzek od 3 do 65 roku zycia, uprawia sport co najmniej 2 razy w tygodniu! W koncu pozytywna wiadomosc!

Cudnie… a dziś, kolacja urodzinowa Stephana w 2 gwiazdkach Michelin… odkrycie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz