niedziela, 25 maja 2014

Ślub i śluby

Ślub i śluby

Wczoraj odbył się w Warszawie, w kościele Świętej Barbary ślub mojego kochanego brata, Pawła. Nie udało się nam na niego pojechać. Głównie z mojego powodu. Mój mąż może wziąć wolny dzień, mój syn może opuścić szkołę, tylko ja nie mogę nic z tym fantem edukacyjnym zrobić. Bałam się też podejmować ryzyko lotu w ślubną sobotę i z powrotem w niedzielę ze względu na fakt zbyt małego marginesu czasu pomiędzy lądowaniem w Warszawie a uroczystością ślubną. W razie drobnego opóźnienia czy kłopotu z połączeniem pomiędzy lotem z Bordeaux a tym z Paryża byśmy nie zdążyli. Było dokładnie 1h i 20 minut pomiędzy lądowaniem na Szopena a początkiem mszy w kościele, w centrum Warszawy.











Mój brat, jak sam stwierdził, ślubu przesunąć nie mógł. Więc wyszło njako.











Jednakże wczoraj cały dzień myślami byłam z nim i z Martą, byliśmy bo najmocniej płakał Antoś, że nie może być na ślubie wuja… Dziś już z braciszkiem pogadałam – odbyło się podobno cudownie… Moi rodzice też przy telefonie wydają siębyć zadowoleni. Choć rodzina się niestety podzieliła bo większość osób odmówiła przyjazdu do Warszawy więc byli tylko moi rodzice i mój drugi brat z żoną, który jest fotografem. Poza tym nasz kuzyn mieszkający w Warszawie z żoną oraz jedna kuzynka mojej mamy z Poznania z mężem. A tak… ani babcia, ani siostry mamy… jakoś tak dziwnie można by powiedzić. Mój tata jest jedynakiem I niestety nie ma już prawie rodziny, bliskiej rodziny. Od strony panny młodej i przyjaciół mojego brata był za to “tłum”. W sumie podobno, jakieś 70 osób. Przyjaciele mojego brata z chóru Stuligrosza, ze studiów politologicznych itd…











W każdym razie mój brat dziś przy telefonie dosłownie tryskał SZCZESCIEM a ja razem z nim. Bardzo, bardzo jestem szczęśliwa jego, ich szczęćciem. Tym bardziej, że Martę  poznaliśmy i ją kochamy.
Dowiedziałam się tylko, że ceremonia piękna, oprawa muzyczna wyjątkowa! Na stole pieczona kaczka z jabłkami i żurawinami jako danie główne, ogólnie, pyszne jedzenie. Zabawa przednia, tańce… A jutro państwo młodzi wylatują w podróż poślubną na Maderę…











I tak sobie pomyślałam o moich ślubach… Na tym cywilnym w 1998 roku nie było ani brata mojego męża, ani jednego z moich braci… byliśmy w komplecie na ślubie religijnym w Polsce. A tak od francuskiej strony to… w rodzinie mojego męża od strony jego ojca a mojego teścia 6 dzieci i tylko nasz ślub. Fryderyk co prawda miał ślub ale jest rozwiedziony i żyje teraz bez z ukochaną Ukrainką. Od strony mamy męża, czyli mojej teściowej – 15 dzieci I tylko jeden ślub oprócz naszego, kuzyna męża. Wszyscy żyją w tzw: wolnych związkach, wraz z bratem mojego męża. Tendencja do życia bez ślubu jest więc we Francji dominująca i bardzo silna. Mam wrażenie, że w Polsce jest inaczej, ale może się mylę?





ps: a zdjecia z naszych wspolnych wakacji i wyglupow.


2 komentarze:

  1. Z tymi ślubami bywa różnie...
    pozdrawiam serdecznie polską Francuzkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a jesli chodzi o strone prawna to jest we Francji roznica miedzy malzenstwem a tzw wolnym zwiazkiem? czy sa jakies korzysci prawne z malzenstwa? z tego co wiem to wloch po rozwodzie musi placic alimenty,

    OdpowiedzUsuń