niedziela, 8 czerwca 2014

Hojność mojego Antka

W piatek Antos pojechał na szkolna wycieczkę, jednodniowa, do Perigueux. Mieli tam zorganizowane pedagogiczne zajęcia na terenie starożytnej willi z okresu rzymsko-celtyckiego. Było podobno super. Ale moj syn jako tylko jedno z dwójki dzieci w klasie miał ze sobą kilka groszy. Co tydzień dajemy mu około 2 euro kieszonkowego. Antek nie wydaje i ma tych pieniążków sporo w swoich dwóch portfelach. W czwartek wieczorem zadecydował, ze dzisiaj weźmie ze sobą 7 euro.





O 17.30 wysiadł z autobusu z radosna mina ściskając w dłoni mała czerwona paczuszkę. W niej była moneta, stylizowana na stara, dla nas... Jedyne dziecko z klasy, które zrobiło prezent rodzicom... Ale tez inne dzieci nie miały ze sobą pieniędzy. Co jak mi wytłumaczył moj maz jest we Francji zupełnie normalne. Dzieci jeżdżą bez pieniędzy. Dopiero w gimnazjum coś tam maja w kieszeniach. Ja z koleji pamietam moja pierwsza wycieczkę w 1 klasie podstawówki do Kołobrzegu z pieniazkami... Na głupoty w tamtych czasach jakieś plastikowe pamiątki czy loda...





w każdym razie ucieszylismy sie bardzo z monety. Po kilku godzinach jednak sie okazało... Ze moneta kosztowała 2 euro. Antos kupił jeszcze 2 inne monety dla swoich najbliższych kolegów bo ... Jak twierdzi chciał im sprawić przyjemność. Pięknie z jego strony tylko... No wlasnie gdzie jest roznica pomiędzy hojnoscią a oddaniem ponad połowy budżetu innym? Nie chce przez to powiedzieć, ze wszystko należy liczyć i wyliczać ale nie chce tez by Antosia dobroć wykorzystywano bo jak sie okazało wieczorem wielu prosiło go by im kupił to czy tamto, ale nie miał juz pieniędzy. A jak sam przyznał bardzo chciał książkę za 3,50 tyle, ze mu zabrakło i kupił pamiątki kolegom zamiast swojej książki.





Eh, matczyne rozterki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz