wtorek, 19 sierpnia 2014

Etap dwudziesty ósmy - Harvard, MIT i szalone zakupy!

Tak, to nasz ostatni dzien zwiedzania w Ameryce. Jutro czeka nas droga, ponad 400 km do Montrealu skąd wieczorem, mam nadzieje szczęśliwie, odleci nasz samolot powrotny, via Amsterdam, do Bordeaux. W domu będziemy dopiero w czwartek popołudniu. To sporo czasu, sporo samochodu, granic, lotów i oczekiwania. Ale najważniejsze by było szczęśliwie. 





Dziś powitalo nas cudowne słońce i 29 stopni na termometrze. Od miesiąca mieliśmy tutaj 1 dzien deszczu a tak wciąż słońce, wciąż od 25 do 30 stopni. Wielkie upały nas ominęły jak i brzydka pogoda. Zjedlismy amerykańskie sniadanie w hotelu.... Człowiek zaczyna sie przyzwyczajać do tych mega śniadań! 


Sok z pomarańczy, jabłek, albo żurawin. Ja biorę następnie tosty i jajecznicę, na początek, następnie duża kawę z mlekiem i wielkiego Muffina albo z jagodami albo z jabłkiem. Po czym pękam! Moi panowie rożne płatki śniadaniowe, bagel, i inne pain perdu.... 





Podjechalismy po tym obzarstwie do stacji metra i dalej 3 przystanki do Harvardzkiego skweru. Wdrapalismy sie na gore i po odwiedzeniu Visitor Center i zdobyciu cennych map ruszylismy zwiedzać. Uniwersytet zajmujący od lat 1 miejsce we wszelkich klasyfikacjach, dysponujący w swej kadrze najwieksza ilością naukowców nagrodzonych Noblem i nie tylko, liczący około 20 tysięcy studentów.... Został założony w 1636 roku. Jego pierwszym darczyńca był John Harvard stad nazwa tego uniwersytetu. Zdumiewa samo położenie w mieście Cambridge ale to wlasciwie jest Boston. Dzisiaj jedna z dzielnic Bostonu. Studia tutaj to gwarancja dobrej i znakomicie płatnej pracy na światowych rynkach. Ale to przede wszystkim olbrzymiaaa przyjemność i tez wielki koszt, No chyba, ze sie zdobędzie jedna z rzadkich pomocy stypendialnych, która i tak wszystkiego nie pokryje. To uniwersytet dla wybranych albo pochodzących z elit, zasobnych elit, albo wybranych przez Boga ze specjalnymi zdolnościami. Dziś widzieliśmy jak napływali studenci pierwszego roku z rodzicami. Zaczynaja sie kwaterowac na nowy rok akademicki. I od razu przypomniało mi sie jak Hillary Clinton w swej biografii opisywała ten proces - instalacji jej córki  w Stanfordzie. Prezydencka para osobiście zawiozła i wniosła do studenckiego pokoju walizki i kartony ich dziecka. Wzruszające to mama Hillary opisała wiec odsyłam do książki....





My obserwowaliśmy dzisiejszych studentów. Coś niesamowitego... I aż mi sie łzy w oczach kręciły bo ja tez bym chciała.... Sam uniwersytet jest ogromny. My zwiedzalismy najstarsze części i te najpiękniejsze : klub profesorski, dwie biblioteki z dziełami z XVI wieku.... Buuuuuu, bibliotek jest 25, a liczba dzieł przekracza 17 milionów! To największy zbiór uniwersytecki na swiecie. 


Kościół chrześcijański w samym centrum centralnego Harvardzkiego placu jednoczy... Z przyjemnością przeczytałam, ze 2 wrzesnia poranna modlitwę o 8:45 do 9:00 poprowadzi sam prezydent uniwersytetu, historyk... Nazwisko muszę odszukać. 





Kaplica oddająca hołd poległym w rożnych wojnach byłym studentom przytłacza wielkością neogotyckich witraży. A po Old Yard i po New Yard biegają wiewiórki, na rozstawionych krzesłach studenci gawedza,  pracują, jedzą i my tez dolaczylismy sie z obiadowymi kanapkami do tego młodego tłumu. Oj miałam dzisiaj 20 lat mniej! W mojej głowie, w moich marzeniach, w moim odbiorze tego co wokol. 





Popołudniu podjechalismy pod MIT i tam choc było mniej do zwiedzania uwiecznilismy sie na fotografiach, przed najsłynniejszym i najlepszym instytutem  technologicznym na swiecie.





W butiku Harvardzkim zakupilismy sobie wszyscy w trójkę bluzy uniwersytetu, oryginalne! A Antek dla swoich kuzynów zakupił ołówki z napisem Harvard, po czym stwierdził ze jesli on może to on by juz dziś zapisał sie na zaś, na studia tutaj. Oj marzenie.... Ale marzenia sa od spełniania wiec ńie watpię w to, ze za 8 lat dokładnie będę tutaj instalować mojego syna. Pozostaje tylko kwestia wyboru fakultetu! 





Wieczorem pojechaliśmy po jedzenie, jak zwykle coś na ząb by sie przydało wieczorną pora tym bardziej, ze jak Amerykanie na obiad jemy kanapki i zupy. I tak całkiem przypadkowo, bo nic juz kupować nie zamierzałam widząc koszt tych wakacji zaszliśmy do sklepu o nazwie Goods Home... I sie zaczelo.... 





MASAKRA








Okazał sie, ze to sklep z wyprzedażami... Wiec były połówki Ralph Lauren, spodnie, spodenki, sukienki, dresy, bielizna, koszule, kurtki, torebki, walizki na szczęście tez były bo musieliśmy jedna kupic! Aha o kosmetykach zapomniałam... Nie wiem jak ońi to tutaj robia ale w zyciu nie widziałam takich cen! Gdy w Europie walizka Samsonit kosztuje 300 euro tutaj taka sama kupiłam za 79 dolarów czyli za 54 euro??? Gdy perfumy i kremy Elisabeth Ardene kosztują 60 euro u nas tutaj te same mam za 20! Antka odkupiła za wszystkie czasy... Koszule R. Lauren za 19 dolarów, jeansy Levis za 16 dolarów... Dobrze, ze wczesniej takiego sklepu ńie znalazłam bo bym miała problem z powstrzymaniem sie w zakupach. Nie potrafię sobie jednak wytłumaczyć tych różnic w cenach i w płacach? Średni Amerykanin może tyle konsumować i żyć na wyjątkowo wysokim, materialnie, poziomie bo jego pieniądze starczają na wiele, bardzo wiele. Moje niestety na znacznie mniej a tez pracuje ha, ha, ha... 


Wdzięczna jestem jednak bardzo za to, ze mogłam choc raz z tego dobrobytu made


in America skorzystać! Wdzięczna jestem bardzo za cały ten cudowny czas, za pogodę, za loty, za ludzi, za spotkania, za zwiedzanie, i nawet za wpadki....  Za mojego wuja cudownego, za moja dobra rodzine w Kanadzie, za uśmiechy przypadkowych ludzi... Ta podróż pozostanie na zawsze z nami, jak i wiele innych... Inspiruje, uczy, koryguje...


Bilans napisze po powrocie. 

1 komentarz:

  1. Nie zawsze komrntuje ale czytalam o Twojej podróży z ogromną przyjemnością i zainteresowaniem. Dziękuję za tę podróż wyobraźni. Co do kosmetyków zgadzam się. Nie raz prosilam zbajonych stewardow o przywiezienie np. Tusxu estee lauder za 17 dolarów a nawet się zdarzało, gdy w Polsce kosztował 140 zl. Spokojnej podróży. Amsterdamu też zazdroszczę Wam . Tak dawno nie bylam.masz tak blisko. Ja może za rok czy dwa.

    OdpowiedzUsuń