poniedziałek, 29 września 2014

Ciężkie poniedziałki.

W zeszłym roku najcięższe miałam poniedziałki i piątki. W tym sa to poniedziałki. Przeprowadzenie 6 godzin lekcji w jednym dniu z godzinna przerwa na obiad jak dla mnie jest poza moimi możliwościami. Na 6 godzinie dostaje sie i mnie, i dzieciakom i każdemu kto sie nawinie pod rękę. Praca przez tyle czasu, widok 176 dzieciaków w 6 razy 55 minut, zasyp problemami, hałas, bieganie po klasy na dół na szkolne podwórko i z powrotem na 2 piętro, pozycja stojąca przez te 6 godzin bo usiąść sie nie da.... To wszystko sprawia, ze jestem kompletnie wykończona w poniedziałkowy wieczór. 

Nie jestem w stanie znieść juz nic. Nawet jakieś niezadowolenie Antka może skończyć sie moich krzykiem i wysłaniem go do pokoju. 

Rozmawialam dziś na ten temat z kolegami i trochę mi ulżyło jak sie dowiedziałam, ze nie ja jedna. Wlasciwie to wszyscy tak maja tyle, ze reakcje sa rożne i w rożnym nasileniu. Skrajne fizyczne i psychiczne zmęczenie. Wyczerpanie nerwowe i nawet zapominanie " języka"... Błędy, zapomnienia, nieskoordynowane gesty i chęć rzucenia wszystkiego w cho... lere. Tak wlasnie wyglądają poniedziałki. 

Po pracy jadę po Antka do szkoły. Boje sie, ze spowoduje wypadek bo jestem kompletnie otumaniona za kierownica. Dojeżdżamy do domu na 17: 20... A wyjechałam o 7:15 rano.  Podwieczorek. 
 I nic... Nic nie jestem w stanie zrobic. Prysznic, kolacja i dobre 45 minut medytacji by upuścić pary i stresu w przestrzeń miedzy galaktyczna. 

Jutro bedzie lepiej. Wtorek. Mam tylko 4 godziny lekcji, jedna 15 minutowa przerwę ale o 12:40 ruszam z powrotem do domu a wieczorem mam chór wiec jest juz lżej choc całe popołudnie przygotowuje lekcje na dalsze dni i tygodnie. 

czwartek, 25 września 2014

Retrospekcyjnie...

Jutro mam spotkanie z szefową moich zwiazków zawodowych w sprawie… kariery nauczycielskiej. W tym roku to moje pierwsze RDV i ważne gdyż chciałabym być na bieżąco co do moich praw, możliwości, ograniczeń w branży zwanej nauczycielską.

Dziś zaczęłam się więc do tego spotkania przygotowywać szykując dokumenty.



Podczas mojej ostatniej rozmowy telefonicznej z szefową tych związków (na nasz region) dowiedziałam się, że normalnie rzecz ujmując powinnam zmienić moją kategorię zawodową na wyższą a to oznacza większe zarobki.

Sumiennie więc składałam dzisiaj papiery i jakoś tak mi się nostalgicznie zrobiło…



Popatrzyłam na moje kontrakty tzw : nauczyciela kontraktowego i na pensje z tamtego okresu. Następnie doszłam do całego stosu dokumentów z Nauk Politycznych czyli Sciences Po z Paryża. Kilkanaście miesięcy pracy i całkiem spore zarobki… Wtedy zarabiałam więcej niż teraz bo miesięcznie miałam 2 939 euro netto co było mało jak na Paryż ale w mojej karierze to najwyższa miesięczna suma, którą przyszło mi zarobić.

Chyba coś mało zdolna jestem do zarobkowania… teraz dociągam do 2000 euro netto zaledwie. No ale dobre i to…

Po papierach ze Sciences Po wpadły mi w ręce te z redakcji “Books”… tam miałam tylko pół etatu ale jakże wspaniały był ten czas! Pasje, pasje, pasjonująca praca jak na Sciences Po w Paryżu.



Z redakcji przeniosłam się do kilku innych redakcji… a to “Alternatives internationales » , a to “Etudes” a to “Pouvoirs” czy Conseil de l’Europe ( Rada Europy) bo dla nich też pisywałam. Na różnych świstkach różne sumy, okresy…



Na samym końcu zaświadczenia dla fiskusa z tzw : praw autorskich… jest tego trochę. Sumy całkiem, całkiem różne… najwięcej tych praw z Francji ale mam też jedno z Uniwersytetu Colombia z Nowego Yorku, potem z Uniwersytetu Lomonosov z Moskwy, z tego z Twieri… i oczywiście też z Polski…



I tak mi się nostalgicznie zrobiło. Obejrzeć się w tył, na chwilę, na kilka minut. Zobaczyć co się zrobiło, kiedy, gdzie, z kim… jak to było…



Dopiero teraz, w wieku 40 lat dociera do mnie jak wiele interesujących wątków zawiera moje zwykłe, szare, codzienne życie, na które tak często się skarżę… a bo jakiś uczeń, jakiś szef, a bo zmęczenie, jakiś kłopot… jak mało te problemy są warte, jak mało znaczące w porównaniu z tym co udało mi się zrobić, z tym co przeżywam każdego dnia…

Uśmiecham się do siebie bo właśnie taką siebie lubię!

środa, 24 września 2014

Uczniowie, szkoły, chóry i przeprowadzka czyli misza masz codzienny.

Zbyt dużo się ostatnio dzieje by móc opisać codzienność. Każdy dzień jest niezwykle intesywny. Gdy się budzę i wyjeżdżam z domu o 7h15 by dotrzeć na około 8h do mojej szkoły mój mąż i Antoś jeszcze śpią. Stéphane wstaje jak ja wychodzę a mój syn kilkanaście minut później. Co rano to Stéphane odstawia Antka do szkoły po czym jedzie do pracy.



Teraz czyli w środę o 14h36 mogę napisać, że nie widziałam Antosia od poniedziałku wieczór choć mieszkamy w tym samym mieszkaniu.







Jak on wczoraj wyruszył do szkoły to mnie już nie było. Po szkole ( wyjazd miał wczoraj) miał próbę swojego chóru do 19h, wrócił więc koło 19h30 do domu ale ja opuściłam dom przed 19 h by jechać na moją próbę chóru. Gdy wrociłam o 22h30 mój syn już spał. Gdy dziś rano wyjeżdżałam do pracy… jeszcze spał. Gdy wróciłam dziś o 13h30 (we Francji licea i gimnazja pracują w środowe poranki, od tego roku szkoły podstawowe publiczne też, ale prywatne nie) już go nie było bo jechał na swój trening golfa. Po nim ma saksofon w Konserwatorium.



Zobaczymy się więc dzisiaj wieczorem… 48 h.



Nigdy jeszcze nie mieliśmy tak napiętego grafiku w pracach, w domach, w szkole.



I muszę przyznać, że jest to dość ciężkie.







Antek jednak jak narzie na nic się nie skarży tylko ostro pracuje w wielu dziedzinach i dobrze ten rytm znosi. Ba, znosi go dużo lepiej niż my jego rodzice.



Ja czasami mam serdecznie dość… schorowanych uczniów z problemami, planów przewidujących 6 h lekcji non stop w poniedziałek – wychodzę po nich kompletnie nieprzytomna i to do tego stopnia, że boję się, że spowoduję wypadek na drodze wracając. Mało wtedy do mnie dociera. A odbieram w ten dzień Antka ze szkoły… jak i w piątki zresztą.







Stéphane ledwo zipi,  po 8 do 10 h dziennie w pracy plus transport, plus wożenie małego plus… przeprowadzka!







Czekamy na nią jak na “zbawienie” bo będziemy wszyscy mieć bliżej do prac i do szkół, będziemy mieć dwa miejsca parkingowe przed naszym domem oraz garaż… czyli ja nie będę już musiała okrążać przez kwadrans dzielnicy by znaleźć coś do zaparkowania, jakąś wolną przestrzeń. Stracimy znacznie mniej czasu na dojazdy i na parkowanie ... na samą myśl się uśmiecham!







Przeprowadzka już 16 października.







Tymczasem wizytują nas przedstawiciele firm przeprowadzkowych by wycenić koszta przedsięwzięcia… Było ich już 4 i ceny sa zaskakujące od 2000 euro do 792 euro… za tę same według ich rozpiski usługi??? Któż to pojąć może?



Czeka nas spakowanie 40 kartonów – około, jak to panowie określają. Do rozmontowywania mebli najmiemy jak i do opakowywania tzw: szkieł i kryształów. Ubrania z szaf przejadą bezpośrednio na wieszkach i stojakach by  nie trzeba było ich składać ani później prasować. Mimo wszystko czeka nas niezłe przedsięwzięcie, zamieszanie i rozgardiasz.



Dobrze, że od 17 października rozpoczynają się wakacje jesienne… będzie kilka dni wolnych na to by się od nowa urządzić i dokupić co nieco.





wtorek, 23 września 2014

W zamku, u przodków Eric’a czyli…

W zamku, u przodków Eric’a czyli…









 


Europejskie Dni dziedzictwa kulturowego, które obchodziliśmy w ubiegły week-end… od kuchni.


 


A było to tak…


Zostaliśmy już kilka tygodni temu zaproszeni przez naszych przyjaciół : Klaudię i Eric’a na całą niedzielę do ich zamku w Dordogne, 4 kilometry od jednego z najpiękniejszych miasteczek we Francji – Monpazier. To tutaj pomiędzy panem na zamku w Biron a tym w Monpazier, przodkowie Eric’a wybudowali swój zamek – Saint Germain już w XII wieku. Do dzisiejszego dnia poprzez różne rodzinne koneksje i gałęzie posiadłość nieco ( nieco o ziemie różne uszczuplona) jest własnością jego rodziny w tym samego Eric’a.


Eric jest nauczycielem tych samych przedmiotów co ja a z wykształcenia historykiem.


 




Jeden z tomow Encyklopedi Diderot z 1756 roku... z kolekcji zamkowej.


Mój syn uwielbia z nim przebywać, kupować zabytkowe szable i rozgrywać ołowianymi żołnierzykami bitwy napoleońskie. Ubiegła niedziela należała więc do nich.


 


Zajechaliśmy rano do zamku, gdyż od 10h posiadłość otworzono i co godzinę przyjmowano turystów na dziedzińcu, w bibliotece i na salonach.


 


Antoni mój wspomagał jak mógł przewodnika odpowiadając na pytania, otwierając drzwi i przyjmując coraz to liczniejszych gości. Ja z Klaudią wartowałam przed zamkiem, informując turystów co i jak, donosząc co jakiś czas lemoniady dla spragnionych przewodników bo oni nie próżnowali! Co godzinę po 15-20 osób…
cou
na wewnetrznym dziedzincu


W zamku był też wuj Eric’a starszy pan z Paryża ze swoją małżonką ale oni jak na głównych właścicieli przystało z gawiedzią się nie zadawali tylko z wybrańcami konwersowali.


 


Strasznie to francuskie…


 


Około 16 ja już padałam na twarz a przewodnicy dalej i dalej opowiadali i oprowadzali.  Antek był starsznie dumy I stwierdził, że może przewodnikiem zostanie bo już tenisistą chwilowo mu się odwidziało… ale co najważniejsze.. zamek kupić trzeba!

Antek odpowiada na pytania... Eric'a, mala insenizacja.
Gdyby jednak został wielkim tenisistą, co mu wytłumaczyliśmy jasno, zakup zamku takiego małego jak Saint-Germain nie byłby problemem… za to z pensji przewodnika? Hm…


 


Fascynacje, fascynacje. Wiedza Antka wprawia mnie czasem w lekkie osłupienie. Wiedzę Eric’a podziwiam od dawna.


 


Dziś mamy chóry. Antek swój, ja swój. Antek zresztą jest na wyjeździe klasowym cały dzień w wakacyjnym mieście Mauriac’a w Saint Symphorien. Mają fajny program? Za tydzień znów wyjeżdżają tym razem na lekcję historii, do zamku w Roquataillade… całodniową lekcję. Podoba mi się to, że w antkowej szkole uczą się też wyjeżdżając, na żywo, w naturze a nie tylko z podręcznika.


 


 
Tanecznym krokiem przed XV wiecznym kominkiem w jednym z salonow.


I na koniec ciekawostka: 12 milionów Francuzów zwiedziło jakiś historyczny obiekt w ubiegły week-end czyli mniej więcej 1 na 5… wśród moich uczniów – 176 sztuk… 3, słownie troje dzieci zwiedziło coś z rodzicami… reszta siedziała przed TV albo komputerem albo?... nie wiem… ręce opadają jednak, mi do samej ziemii…




wtorek, 16 września 2014

Słynny « poprzednik » czyli jeszcze raz o niezwykłej szkole Antka.

Słynny « poprzednik » czyli jeszcze raz o niezwykłej szkole Antka.
Dni płyną szybko. Dziś już wtorek a ja chciałam opowiedzieć wam o niedzieli… zanim inne mniej bądź bardziej pilne sprawy nie przykryją jej poezji.







coucou



Niedzielę rozpoczęliśmy od wspólnego śniadania. Mam tylko soboty i niedziele by zjeść śniadanie z  moim synkiem i z moim mężem więc muszę przyznać, że staje się ono, powoli, celebrowanym świętem. Tak też było dwa dni temu.











Około 10 wyruszyliśmy samochodem do Antka szkoły na mszę świętą rozpoczynającą rok szkolny. Przed szkolną, dużą kaplicą tłum dzieci, młodzieży, rodziców, dziadków. Z wnętrza dochodził już głos chóru mieszanego tzw : Maîtrise de Bordeaux pod dyrekcją pana Duffaure, czyli dyrygenta antkowego chóru. Nowy wybrańcy do chóralnego śpiewania zostali uroczyście powitani i zasiedli w pierwszej ławce. Pośród nich mój syn.





Msza była przepiękna choć dość hałaśliwa z taka ilością dzieci, bobasów… był to dość radosny rozgardiasz i przepiękne śpiewy.











Dyrektor szkoły wystąpił ze specjalnym orędziem podkreślając w nim znaczenie edukacji, w tym edukacji duchowej. Dyrektor szkoły podstawowej rozdawał komunię wiernym a dyrektor gimnazjum po mszy serwował wszystkim z pomocą nauczycieli wspólny aperitif.






cou

W ogrodzie przed domem François Mauriac


Poznaliśmy wielu fajnych rodziców z Antka klasy, wymieniliśmy wizytówki, padły pierwsze zaproszenie na kolacje… my narazie musimy poczekać na przeprowadzkę by móc zapraszać…











I tak rozochoceni popołudniową pora, zaraz po obiedzie postanowiliśmy wrócić do Malagar… domu a właściwie siedziby znakomitego francuskiego pisarza François Mauriac, literackiego Nobla z 1952 roku.





Malagar – zdjęcia w galerii, znajduje się około 50 km od Bordeaux, w regionie Entre Deux Mers. To miejsce niezwykłe. Przyjeżdżam tutaj czasami by … poszukać inspiracji, odetchnąć, przypomnieć sobie o tym co ważne.





To miejsce poezji i prozy… stąpając po śladach Mauriac i jego rodziny – wielu w niej pisarzy i poetów, po śladach jego gości takich jak André Gide medytuję nad jego słowami, nad moimi własnymi słowami i myślami.











W ubiegłą niedzielę zabraliśmy do Malagar, po raz pierwszy Antka. Był zachwycony i bardzo przejęty bo jak każdy uczeń szkoły Sainte Marie Grand Lebrun wie, że François Mauriac na początku XX wieku był jej uczniem. Antek z wielką uwagą wpatrywał się w stare, szkolne fotografie pisarza, w telegarmy jego szkolnych przyjaciół gratulujących mu nagrody Nobla czy innych literackich nagród.





Zdziwił się wielce mój syn, gdy dowiedział się, że tak słńnny pisarz nie zdał matury za pierwszym razem w jego obecenj szkole i dopiero za drugim podejściem mu się to udało… Tak, matura nie jest dla geniuszy, konkursy nie są dla geniuszy… raczej dla zwykłych śmiertelników… ale czasami i geniusze sobie z nimi radzą.






Malagar… miejsce niezwykłe, natchnione…






I chyba i Antka natchnęło bo wrócił do swojego pisania… zeszyt z podróży po USA i Kanadzie zmienia się w zeszyt do … zapisywania tego co ważne.





Dziś rano Antoni pofrunął do szkoły według mojego męża. Jest szczęśliwy, dumny, zaangażowany i bardzo przejęty. Spędza bowiem w tej swojej nowej szkole całe dnie. Dziś rozpoczął o 8 :30 a zabierzemy go stamtąd dopiero o 19 h i tak co wtorek, gdyż zaraz po lekcjach od 17h Antek śpiewa w najstarszym męsko-chłopięcym chórze w naszym mieście i uwielbia to.





Ja dziś też będę śpiewać. Weszłam do nowego chóru Opus 33… będę śpiewać mszę Mozarta dzisiaj… koncerty się szykują.















niedziela, 7 września 2014

Rodzinnie z Kanady - zdjecia czesc 2

DSCF1681_zps6f7d21a6.jpg
Mike i Antek cd.

DSCF1674_zps8831e025.jpg
Z moim second cousin Grzeskiem i jego zona Roberta.

DSCF1688_zps7efdcd25.jpg
Przed meczem bejsbolowym w Brandon

DSCF1691_zps4ec3f1e1.jpg
Wuj i Antek graja w Freesbee przed domem

DSCF1598_zpsc4644400.jpg

Cottage w parku narodowym mojego kuzyna i jego zony
DSCF1596_zpsa75f1949.jpg
 a tutaj wlasnie jego zona i jej mama, z pochodzenia Norwezki...

 photo DSCF1621_zps017e4677.jpg
Antek na padel na srodku jeziora z Ingrid

 photo DSCF1624_zps8d770b7d.jpg

 photo DSCF1633_zps06dff118.jpg
 i na motorowce

 photo DSCF1641_zpse9be2356.jpg

Rodzinnie z Kanady - Zdjecia czesc 1.

DSCF1531_zps43e16652.jpg
 Na jednym z naszych codziennych spacerow z wujem.

DSCF1537_zps964a996f.jpg
Przed domem w Brandon
DSCF1545_zps2b0b55fa.jpg
I w Souris na tanczacym moscie...

DSCF1550_zps3cc61fb8.jpg
Antek i wuj... calkowite porozumienie. Wuj uwielbia dzieci i chyba dzieci to wyczuwaja.

DSCF1558_zpsdd4fb933.jpg
Nad Clear Lake

DSCF1573_zps3fc2914c.jpg
W Parku narodowym, jeziora... lasy...


DSCF1579_zps482136a7.jpg
Samotny spacerowicz z Francji.

DSCF1595_zpsc620c723.jpg
Antek z Michalem - kolejne pelne porozumienie i wielka milosc.

DSCF1600_zps3554637f.jpg
Rzut do wody...

środa, 3 września 2014

Antoni, Karol, Henryk…

Antoni, Karol, Henryk…


 

Eugenia, Klara, Józefina, Léandre, Vianney, drugi Karol czyli Charles… to koledzy i koleżanki mojego syna w nowej klasie. A tytuł to nie tylko imiona kolegów to też trzy imiona mojego syna, nadane mu na chrzcie i w dniu urodzin. Antoś trwa w zachwycie nad nową szkołą i klasą. I czasem zadziwia mnie to co mówi, to widzi, to co spostrzega.

 

W poniedziałek czyli pierwszego dnia szkoły, jadł obiad na stołówce z kolegami i nie zjadł go za wiele. Gdy w poprzedniej szkole panie pracujące na stołówce krzyczały na niejedzące dzieci w tym jedna ze sportowym gwizdkiem gwizdała by dzieci były ciszej. W nowej szkole Antoś usłyszał :        “ Dziś mało zjadłeś chłopczyku ale nie martw się jutro będzie lepiej i pogłaskała go po głowie”.

Ta sytuacja tak zaszokowała mojego syna, że do dziś o niej mówi i twierdzi, że tą panią ze stołówki to on “kocha”!

 

Pomyślałam sobie, że tak niewiele potrzeba by dotrzeć do dziecka. Nie tylko go do czegoś zachęcicć ale też być przez to dziecko dobrze postrzeganym…

 

Ja jeszcze nie znam imion moich uczniów. Spotkam ich jutro, w piątek, w poniedziałek… powoli. Bede miala okolo 180 imion i nazwisk do zapamietania: 6 klas po 30 uczniow w klasie.

 

Antoś nie ma też lekcji w środy, które zostały wprowadzone w publicznych szkołach we Francji od tego roku. Może więc nadal cieszyć się środową wolnością i uczestniczyć we wszystkich zajęciach sportowych, muzycznych i innych jak do tej pory. Co mnie bardzo cieszy.

 

Wczoraj jednak spotkała nas niespodzianka. Do Antka klasy zawitał dyrygent chóru chłopięcego pan Alexis Duffaure. Chór ten powstał w 1875 roku w Bordeaux. Jest związany z Antka szkołą. To trochę jak nasz Stuligrosz czy były Kurczewski. Les Petits chanteur de Bordeaux – chór chłopięco-męski: czarne krótkie spodenki, długie białe podkolanówki, białe polówki i błękitne swetry. Coroczne wyjazdy do różnych krajów i regionów we Francji. W zeszłym roku była na przykład Brazylia.

 

Pan Duffaure przesłuchał chłopców i zaprosił Antosia do chóru. Wczoraj dostaliśmy dokumenty… jeśli tylko chce to może. Jest sopranem. Antek oczywiście chce… ale chór koliduje z saksofonem. Więc nie wiemy czy zrezygnuje z saksofonu na rzecz chóru czy przesuniemy lekcje z saksofonu jak się uda? …

 

W domu rozgardiasz związany z końcem roku i ze zbliżającą się przeprowadzką… Na zewnątrz upały 30°C na plażę się chce. Może w sobotę bo w Pirenejach ma padać ale u nas ma być ładnie…