Nie pamiętam jeszcze początku roku szkolnego, który byłby
tak silnie zdominowany problematyką
terroryzmu. Zaczęlo się od pierwszej rady pedagogicznej, 31 sierpnia… na której
problem ten był gorąco dyskutowany. Najpierw przedstawiono nam aktualny stan
zagrożenia. Ostatni stopień. I podano do wiadomości informacje o tym, że szkoły
jak i szpitale stanowią we Francji i w moim regionie uprzywilejowane cele
terrorystów. Następnie poddano nas ćwiczeniom. Od wiosny miałam też ćwiczenia i
próbne alarmy w szkołach, w których uczyłam z leżeniem w salach po godzinie
włącznie ! Nie należy to do przyjemności. Uczniowie mają zachowywać
całkowitą ciszę czego oczywiście nie czynią a my nauczyciele leżąc tak pokotem
z nimi nie mamy możliwości i narzędzi by towarzystwo uspokoić.
Zagrożenie jest tak duże, że wydano i respektuje się gdzie
niegdzie specjalne rozporządzenia co do otwierania i zamykania drzwi i bram
oraz zgromadzeń przed budynkami szkolnymi. W Antka szkole rodzice nie mogą już
zbierać się przed barmą i czekać na wyjście dzieci, musimy czekać na ulicach
obok. Co oczywiście łatwo zrozumieć. Wszelkie skupiska większej ilości osób są
zabronione i niebezpieczne. Dzieci nie mogą wejść do szkoły ot tak, panowie
kontrolują każdego z osobna… Gorzej, kontrolują również przy wychodzeniu co
jest przyczyną sporych opóźnień. Na przykład Antek kończy o 15h45 ale zdoła
wyjść z budynku szkolnego o 16 albo i o 16h05, a ja czekam na ulicy obok… nie
mogę iść czy podjechać pod szkołę. Nie wiem czy we wszystkich regionach jest podobnie, ale w Bordeaux tak właśnie
jest.
W moim
liceum brama wejściowa jest zamknięta, drzwi automatyczne do budynku szkolnego
zamknięte. Dozorca ze swej loży, każdego ogląda z osobna na ekranie zanim nie
zdecyduje się nacisnąć guzika by zwolnić zamek.
Nie muszę
chyba zbyt wiele się wywnętrzać co do opisu atmosfery i tego jak się czuję czy
czujemy. Napięcie jest wyczuwalne, wisi w powietrzu każdego dnia… A skoro
wiadomo, że wszystko jest tylko kwestią czasu i miejsca to strach jest moim
codziennym towarzyszem, strach o siebie, o uczniów, o syna. Niezbyt łatwo
pracuje się w takiej atmosferze. I cała ta sytuacją zaczyna mi poważnie ciążyć.
Człowiek ma oczy dookoła głowy, wytęża słuch, uważa non stop…
By tego
było mało, dyrketor liceum, w którym uczę ostrzegł nas również, nie
identyfikując nikogo, że są w liceum uczniowie posiadający dossier “S” czyli
podejrzani, w procesie radykalizacji… tak jest podobno w każdej średniej
francuskiej szkole w dniu dzisiejszym. Prosił więc o nieustanną uwagę i czujność,
unikanie tematów trudnych i zapobieganie wszelkim polemicznym dyskusjom… Buuuu…
łatwo powiedzieć! Uczenie jednak w klasach, w których może ktoś z tendencjami
terrorystycznymi siedzi w pierwszej ławce i się miło uśmiecha jest dla mnie
osobiście niezwykle trudne… Mam wrażenie, że zamiast głowy mam radar.
Zaczęlam
nawet czytać i artykuły i ostatnie książki o terroryźmie we Francji itd… I jeszcze
bardziej się bać. Nikt już wokół mnie nie banalizuje zagrożenia ani sobie z
niego nie żartuje i chyba ta zmiana piętnuje naszą codzienność najbardziej.