niedziela, 31 grudnia 2017

2017

Zdjecie z 26 grudnia, ze Starego Rynku w Poznaniu

Sylwestrowe popoludnie 2017 roku. Otworzylam nowo zakupiony komputer i znow spedzam kilka chwil na blogu, z wami... blizszymi, dalszymi tymi naj, naj i tymi, ktorych ledwo znam. Blog a raczej blogi sa czescia mojej codziennosci. Wiec nic w tym dziwnego, ze akurat teraz. 

Kilka godzin temu wrocilismy do domu z podrozy z Polski i z Berlina. Szczesliwie i calo... dla mnie bojacej sie latac to wazne. Bo rok 2017 w kilka lotow obfitowal. Tylko 10. Dla jednych to miesieczna dawka dla mnie roczna i wystarczajaca.

Jaki byl ten 2017 rok? Czas na krotkie podsumowanie...

Byl fajny, bardzo laskawy i za to jestem Temu co w gorze bardzo, bardzo wdzieczna!

1. Moja najblizsza, trzy osobowa rodzina jest zdrowa. 
Dalej juz nie jest tak dobrze... Mama troche choruje, bola ja nogi i chcialbym by sie to na lepsze obrocilo... z innymi czlonkami rodziny tez nie jest super-zdrowo, ale niestety trudno tutaj sie komus w jego zycie i sposoby zycia wtracac. 

2. Antek rozwija sie doskonale. Uczy sie doskonale. Spiewa, uprawia sporty... ma swoje sukcesy i jest kochany do tego wiec pelnia szczescia jak dla mnie.

3. Z mezem mym zyjemy zgodnie przez 99% roku. Rekord jakis nam sie tutaj zebral. Chcialabym by w pracy lepiej mu szlo. Bo moze byc duzo, duzo lepiej... ale nie jestem NIM. 

4. W mojej pracy idzie mi bardzo dobrze bo i prace uwielbiam ( z wyjatkiem dojazdow). W czerwcu dostalam promocje. Zarabiam wiecej. Mam lepsza pozycje. Przeszlam przez pierwszy etap kolejnego konkursu z jezyka polskiego do sekcji miedzynarodowych. 19 stycznia zdaje etap ustny. Czuje sie w mojej pracy dobrze, bardzo dobrze a i moze uda sie jeszcze cos ulepszyc?

5. Wydalam moja trzecia ksiazke. Ma same dobre recenzje. Dosc dobrze sie sprzedaje choc piszac ja nie myslalam o tym aspekcie... Zrobilam to dla Kogos i dla jeszcze Kogos i jeszcze... dla kilku bardzo znaczacych osob. Moich aniolow strozy. Z milosci i z potrzeby serca. 

6. Odbylam kilka podrozy: wysypy Kanaryjskie, Poludniowe Wlochy, dwa razy Polska, Berlin teraz na koniec roku plus oczywiscie podroze po Francji... mam glowe pelna wspomnien, slow i emocji.

7. Spotkalam na swojej drodze kilku wspanialych ludzi, roznych narodowosci, roznych jezykow. Mam kilku nowych przyjaciol... mysle teraz o nich cieplo...

8. Wiele sie nauczylam... wiele przemyslalam... zadecydowalam i byly to dobre decyzje... wiele przeczytalam, wysluchalam, przestudiowalam... jestem bogatsza, duzo bogatsza.

9. Napichcilam sie tez sporo, nakosztowalam... tyle przyjemnosci i wrazen!

10. Zawsze realizuje moje postanowienia... nie tylko te noworoczne. Jestesm wielkim upraciuchem i jak czegos chce to to predzej czy pozniej zdobede niezaleznie od tego czy to wymarzona figura, waga, sukienka czy nowy tekst do publikacji... od jutra wiec zaczynam nieco od nowa, ale z glowa pelna planow i marzen, ktore zrealizuje bo tak umiem i wiem czego chce! 

A wam, kochani czytelnicy tego bloga, zycze milego ostatniego wieczoru 2017 i spelnienia marzen w 2018!



czwartek, 21 grudnia 2017

Zakonczenie okresu szkolnego. Francuska codziennosc. Czesc 139

Zakonczylam ten okres szkolny spiewajac z moi I uczniami " All I need for Christams ist you" po czym tanczylam takze Macarene miedzy lawkami! Dostalam opieprz od kolezanki, nauczycielki angielskiego, ze halasuje a ona sprawdzian przewidziala... 21 grudnia ha, ha. Biedni ci jej uczniowie!

W stolowce szkolnej super obiad swiateczny: losos wedzony, foie gras, tosty, indyk faszerowany kasztanami, zapiekanka z ziemniakow, grzyby, ptysie karmelowe, mandarynki, paczuszka czekoladek dla kazdego I dla belfrow jeszcze wino. Bardzo milo bylo! Jestem Na wakacjach do 8 stycznia!
Ps: przyszedl list Gratulacjny z Antka szkoly, pekamy z dumy!

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Koncert czwartkowy... hm... czekamy!

https://rcf.fr/actualite/concert-de-noel

Czwartkowy koncert antkowego choru... "nie w kasze dmuchal" z solistami na swiatowym poziomie... Nie moge sie doczekac!https://rcf.fr/actualite/concert-de-noel

Dostalismy dzisiaj! Kolejny numer szkolnej gazety. Francuska codziennosc: czesc 138


Odchodze troche od swiatecznych tematow choc za chwile pewnie do nich wroce.
Tymczasem, jak co miesiac dostalismy "La revue" czyli miesiecznik z antkowej szkoly, piekny, kolorowy, 68 stron.

A w nim jak zwykle piekny tekst Jean-Marc Kusnir, szefa grupy szkolnej Sainte Marie Grand Lebrun i zyczenia swiateczne. Dalej jest relacja ze swieta szkoly, na kilku zdjeciach jest Antek ze swoim chorem.

Kolejno ida realcje z wszystkich szkolnych wyjazdow roznych klas: teksty i zdjecia z Madrytu, Ciudad Real, z Chicago, z Grecji, z Charlotte (USA)...
Klasy prezentuja tez w tym numerze wszystkie wyjscia do teatru, sztuki, ktore sami napisali i stworzyli, wyjscia do opery bo wszystko to oczywiscie wpisuje sie w osobne projekty pedagogiczne... strasznie jest tego duzo od projektow urbanistycznych po szkoly tanca czy sztuke o Annie Politkowskiej.
Nastepnie prezentowane sa kolejne projekty klas na ten rok szkolny, niekotre juz rozpoczete, inne jeszcze nie. Nawet klasy przedszkolne maja swoje projekty caloroczne jak ten realizowany wokol sztuki starozytnej w Villascopia pod Agen.

Na zdjeciach widnieja laureaci biegu dobroczynnego z pazdziernika, klasa po klasie.

Jean Aubertin, absolwent szkoly wspomina jej funkcjonowanie na 4 stronach tekstu z lat drugiej wojny swiatowej i na starych zdjeciach. Bo trzeba wiedziec, ze byli uczniowie szkoly sa zrzeszeni i co miesiac otrzymuja rowniez gazete szkolna.

A na koniec? Na koncu sa dane statystyczne z egzaminow: koncowy egzamin gimnazjalny, 100% uczniow go zdalo i 67,6% otrzymalo najwyzsze srednie czyli oceny Bardzo dobre a 26% oceny dobre...  francuska srednia jest jednak duzo nizsza... okolo 86% zdanych egzaminow i 12% ocen bardzo dobrych.
Wyniki maturalne tez ma szkola antkowa na bardzo wysokim poziomie... 99,2% zdanych matur i okolo 20% ocen Bardzo dobrych.
Jedna z najlepszych szkol w regionie... Czasem zdarza mi sie zazdroscic nauczycielom, ktorzy tam pracuja. Bo owszem mlodziez maja trudna i wymagajaca, ale jaki potencjal? Szkoly publiczne poza kilkoma paryskimi wyjatkami nie moga sie niestety tutaj nawet rownac.
I tak pomimo hasla o "rownosci" na frontonach naszych budynkow republikanskich, od szkoly poczynajac rownosci nie ma!

Po wymienieniu na 6 stronach wszystkich nagrod jakie zdobyli uczniowie tej szkoly w roznych olimpiadach i konkursach jest tzw: Karnet... czyli jakie dziecko/brat/siostra sie komu urodzily, kto wzial slub a kto umarl az do pokolenia babc i dziadkow... jednym slowem prawdziwa wspolnota!

I tak sobie mysle o tym wszystkim...
Zawsze edukacja byla dla mnie wazna. To wynioslam z domu choc chodzilam do bardzo zwyklych, publicznych szkol. Jednakze zyjac we Francji od tylu lat zrozumialam, ze edukacja nie jest tylko wazna a najwazniejsza dla naszych dzieci i wybor szkoly w takim kraju jak Francja jest kluczowy, determinujacy przyszlosc dziecka w sposob niewymiernie wiekszy niz to znalam w moim dziecinstwie.
Dlatego gdybym mialam sie przeprowadzac gdzies w inne regiony w nadchodzacym roku to juz moje dziecko do najlepszych tamtejszych szkol zapisalam a raczej zapisalismy bo to praca kilkudniowa... by list odpowiedni napisac i poreczenia zalaczyc od roznych osob. Ale zrobione.

Wracam do przygotowan swiatecznych... prezenty czas spakowac.

niedziela, 17 grudnia 2017

Wczorajszy koncert i ten czwartkowy. Tournée po Kanadzie latem 2018. Francuska codziennosc: czesc 138.


Wczorajszy koncert Bozonarodzeniowy w malenkim, XII wiecznym kosciolku w Saint Aubain de Médoc nalezal do bardzo udanych. Bylo pelno ludzi ale wszyscy scisnieci tworzyli dosc ciepla, rodzinna atmosfere. Chlopcy i panowie spisali sie na medal. Cieszylam sie bardzo bo dotarla tez moja przyjaciolka Florence z synem. Tez z belferskiej rodziny, z ktora pracowalam w gimnazjum daleko, daleko od domu bo w Le Teich. Jedyne czego sie boje to antka solowek... ze sie pomyli, zatnie albo przestraszy. On jednak nic a nic.

Nie wiem czy bedzie mozliwe odsluchanie koncertu na internecie, ale w czwartek radio RCF ( rcf.fr) bedzie transmitowac koncert antkowego choru od 20:30 z parafii swietej Genowefy w Bordeaux.  To bedzie ostatni koncert przed Swietami. Nastepnego dnia rano mamy samolot do Berlina wiec bedzie ciezko pewnie ze zmeczeniem, ale chyba damy rade?

Tymczasem naplywaja tez informacje co do choralnego tournée w tym roku, ktore ruszy 4 lipca z Bordeaux i potrwa 2 tygodnie. Chor da koncerty w Laval, w Québec city, w Ottawie, w Porto, w Toronto, nad wodospadem Niagara, w Kingston i na koniec w Montrealu.
Zapowiada sie aktywnie. Antek co prawda w wiekszosci tych miejsc juz byl wiec on optowal za tournée w Chinach, ale dyrekcja choru wybrala inaczej ze wzgledu na zanieszczyszenie powietrza w Chinach... chor byl zaproszony na festiwal w Pekinie i mialby tam stacjonowac przez kilka dni, ale rodzice nie bardzo byli za tym pomyslem. Tak wiec mamy Kanade. W zaleznosci od tego jak mi sie zycie ulozy... mozliwe, ze dojade na koniec tournée do Kanady i pojade dalej z Antkiem do mojej rodziny do Manitoby. No chyba, ze bede sie musiala na drugi koniec Francji przeprowadzac, czego profesjonalnie bardzo sobie zycze.

A co poza tym?

czekanie na Swieta, podwieczorek u przyjaciol i przytulasy z Antosiem dzielnym moim!



sobota, 16 grudnia 2017

"Odchodzic" - bardzo ciepla i poruszajaca recenzja pani Izy.

Bardzo serdecznie dziekuje!

http://izawlabiryncieksiazek.blogspot.fr/2017/12/odchodzic-agnieszka-moniak-azzopardi.html

Odchodzić. Agnieszka Moniak-Azzopardi

TYTUŁOdchodzić
AUTOR: Agnieszka Moniak-Azzopardi
WYDAWNICTWO: wydawnictwo Novae Res, 
GATUNEK: powieść obyczajowa
STRON: 377



Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




"Kochać - jak to łatwo powiedzieć 
 Kochać - tylko to, więcej nic... "

Ten fragment piosenki Piotra Szczepanika pięknie podsumowuje treść tej powieści.
Choć chciałoby się parafrazować:
Odchodzić-jak to łatwo powiedzieć...

Książka ta wywarła na mnie ogromne wrażenie. Bez łez się nie obyło. I żeby nie było, że nie uprzedzałam...
Będę chciała namówić Cię do jej przeczytania.

Przyznam się szczerze, że na książkę trafiłam przypadkowo. Autorki nie znam, ale zainteresował mnie opis i zdanie na okładce: "Życie jest zwycięstwem wszystkiego nad nicością". 
Jak się dowiedziałam ze strony wydawnictwa autorka jest doktorem nauk społecznych we francuskiej szkole EHESS. Obecnie uczy historii i geografii we francuskim liceum oraz wykłada w Szkole Nauk Politycznych w Bordeaux i Grenoble. I toż aż się zastanowiłam: to dobrze czy źle? Przynudzi jak belfer czy porwie mnie na Wołyń? 

Powieść ta dzieje się w dwóch płaszczyznach czasowych: jedna to czasy przedwojenne i wojenne przedstawiające losy rodziny Stanisława i Antoniny, a druga to losy powojenne Henryka i jego rodziny.

Choć obie wywołują niesamowite emocje, to mnie zdecydowanie "zmasakrowała emocjonalnie" część opowiadająca o czasach przedwojennych i wojennych na Wołyniu. Przecież znam historię i wiedziałam czego mogę się spodziewać, to i tak nie mogłam spokojnie czytać niektórych fragmentów. 
Niesamowicie plastycznie ukazane życie w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku na Wołyniu. Codzienne życie, problemy i troski, bieda. A z drugiej strony miłość, ciężka praca, wiara w Boga. Życie w zgodzie z naturą i przykazaniami. Rożne religie i różne narodowości żyjące po sąsiedzku. Życie skromne i ubogie. Radość z jesiennych zbiorów i walka o przetrwanie zimy. Pierwsze potańcówki i pierwsze miłości. Czyli powszedniość codzienności.
Ale wybucha wojna i nadchodzi lato 1943 roku...
Nie napiszę nic więcej. Tylko krótko: mnie brakło chusteczek.
Niesamowite emocje, które potęguje fakt, że to nie są zdarzenia fikcyjne...

Druga część tej lektury to życie jednego z dzieci - Henryka. Życie w czasie wojny, próby odnalezienia się w powojennej Polsce, praca, żona, dzieci. I wreszcie spotykamy wnuczkę - Natalię. Tutaj niesamowicie wzruszająco autorka opisała relacje dziadek-wnuczka. Piękna miłość, której nie sposób wyrazić prostymi słowami. Młoda kobieta przemierza pół Europy aby zaopiekować się chorym dziadkiem. Troskliwie się nim zajmuje. Tu też przydadzą się chusteczki.
Ja tu jednak poczułam przysłowiową "łyżkę dziegciu w beczce miodu". Przedstawiony stosunek rodziny do osób starszych i schorowanych oraz praca służby zdrowia przyprawiają o zgrozę. Ale... Niestety tak jest. Ja wielokrotnie byłam świadkiem różnych sytuacji, które potwierdzają to, co opisuje autorka. Bo w naszym kraju nie da się, niestety, samą miłością rodziny wyleczyć schorowanych staruszków...

Odchodzić... Tytuł, który mnie się wielokrotnie przewijał w trakcie czytania.

Odchodzić można z domu, kiedy zakłada się własną rodzinę. Jak Maria.
Odchodzić można z własnego kraju, kiedy emigruje się na inny kontynent. Jak Józia.
Odchodzić można od rodziny do Królestwa Niebieskiego. Jak dwoje maleńkich synków Antoniny.
Odchodzić można też od rodziny, aby bronić swojego kraju. Jak Bolesław.
Można też odejść od zmysłów, kiedy widzi się wojenne piekło na ziemi. Jak mieszkańcy Wołynia.
Odchodzić można na wiele sposobów.

Pani Agnieszka Moniak-Azzopardi przepięknie przedstawiła tę sagę rodzinną. I choć na początku przeskoki w czasie mogą wkurzać, to po przeczytaniu stwierdzam, że to był świetny pomysł. Te zmiany opisywanych czasów pozwalały mi ochłonąć i przemyśleć to, co właśnie przeczytałam. Nienużące opisy, ciekawi bohaterowie, imponująca lekcja historii i mocno refleksyjne wydarzenia udowodniły, że powieść obyczajowa z tłem historycznym może być lekturą niesamowicie interesującą i emocjonującą.

A na koniec cytat:

"Jedna rodzina, tyle różnych losów..."

Szczerze polecam. Tylko nie zapomnij o chusteczkach.

PS. I to jest kolejna książka, która udowadnia, że bycie dobrym człowiekiem nie zależy od narodowości.

Dzisiejszy dzien rozpoczety z Chodakowska... pelen pracy i wrazen. Francuska codziennosc: czesc 137.


Wstalam dzisiaj raniutko, jak zawsze, kilka minut po godzinie 6. Dzien rozpoczelam z Ewa Chodakowska i 50 minutami gimnastyki "Slim Fit". 
Potem bylo sniadanie z wloskim Panettone, zielona herbata i kaki. Antek spal do odziny 9 wiec bylo cicho i spokojnie. Maz tylko do mnie dolaczyl, na sniadanie oczywiscie bo na gimnastyke to nie za bardzo. Tylko patrzec jak mu sie brzusio znow zaokragli!

Leniwie wzielam sobie kapiel. Pomoglam Antkowi z zadaniu z historii i z niemieckiego. Wyprasowalam rzeczy z tego tygodnia czyli 2,5 pralki jak ja to mowie. W tym czasie nastawilam obiadek... dzisiaj klopsiki wolowe w sosie pomidorowym, brukselka, awokad na przystawke. 

teraz jest juz po... i uwijalam sie z paczuszkami ciastek do podarowania i na sprzedaz - zdjecie na dole. 
Za chwile jedziemy na golfa. Antek ma trening a my pewnie kilka ruchow golfowych tez wykonamy. Trzeba sie bedzie przebrac w szatniach pozniej bo bezposrednio na 17 musimy dowiezc Antka na probe a o 18:30 drugi koncert Bozonarodzeniowy... oj bedzie sporo wzruszenia!

Tymczasem wczoraj uzupelnialm choinkowe braki... kokosowe, ciasteczka mendiant na miodzie i na bakalaich te co wyzej tez zostaly pokrojone i udekorowane ale hitem tego roku sa kulki sniegowe zrbione z marcepana z wanilia, cytryna i biala czekolada. Wrzucam przepis na bloga kulinarnego i pozdrawiam sobotnio!




piątek, 15 grudnia 2017

Produkcja ciastek i ciasteczek; Antka genialny pierwszy trymestr czyli misz masz Francuskiej codziennosci: czesc 136.


Wczorajszy dzien caly spedzilam na stazu w zwiazkach zawodowych, do ktorych jako nauczyciel naleze. I dobrze bo sporo sie dowiedzialam i nawet troche pieniedzy odzyskam bo nie wiedzialam, ze nalezy mi sie zwrot, jako nauczycielowi lotnem, za posilki. Tak wiec dwa posilki tygodniowo po 7 euro to jest 14 razem a place, na szkolnej stolowce o 1/3 mniej. Taki drobny prezent od Edukacji narodowej na kawe! Ale ciesze sie. 

Dzisiaj od rana za to energia... Od 7:30 juz sprzatalm dom, do godziny 10. Potem plotkowalam z rodzicami pijac kawe. Nastepnie zajelam sie dalsza produkcja ciasteczek: na sprzedaz i do rozdawania i do jedzenia tez. Zrobilam obiad w miedzyczasie - szaszlyki z tunczyka, pyszne, przepis wrzucam na bloga kulinarnego. Po obiedzie, poprawialam sprawdziany jednej klasy... bite 4 godziny roboty. 
teraz oddycham... i pisze sobie na blogu sluchajac Jazzu Bozonarodzeniowego!

Tymczasem syn moj zakonczyl pierwszy trymestr jako 3 w swojej klasie i przylecial w poludnie na obiad z listem Gratulacyjnym od rady pedagogicznej i od szefowej gimnazjum. Dumny strasznie. Ale my chyba jestesmy jeszcze bardziej z niego dumni!; Dziecko moje fajne wyniki osiaga, lubi sie uczyc, poznawac i ma ambicje a to jest zdrowa choroba. Tym bardziej, ze po 4 godzinach zapisywania na czerwoniasto sprawdzianow moich uczniow w wielu przypadkach zadaje sobie to pytanie Co oni robia w 1- szej klasie liceum ogolnoksztalcacego? Polowa nie ma wystarczajacych umiejetnosci i wiedzy by w liceum byc. Czesc nawet sie nie stara, nie robi tego czego sie od nich wymaga. ten nasz system jest beznadziejny w akceptowaniu zyczen rodzicow a nie solidnym oceniaiu po wynikach i zaangazowaniu uczniow. Potem mamy takie kwiatki beznadziejnosci. 
Jestem tak zla na te klase, najgorsza moja zreszta, ze im nie popuszcze, zamiast Swiat beda miec korbiaste zadanie domowe bo skoro, gdy trzeba pracowac to nie pracuja to coz... trzeba bedzie pracowac wtedy, gdy inni beda wypoczywac i swietowac. Nie lubie tego, ale nie mam wyjscia. W lutym maja egzamin z historii licealny i nie maja nawet 10 puntow na 20! Taki poziom wysoki mamy... buuuu... Tak sie konczy przepuszczanie tez z kalsy do klasy na prosbe rodzicow. Rodzicow tez pewnie trzeba by doinformowac. 

Nic to... zycie plynie dalej. Boje sie o samolot, o droge z Berlina czy da sie jechac? czy nie zasypie, zalodzi i w ogole???? ktos cos... pogoda na przyszly piateczek?

środa, 13 grudnia 2017

Sen z wiadomoscia...



Przechadzalismy sie nad brzegiem Garonny. Towarzyszyl nam moj dziadek Heniek. Byl mlodszy niz w ostatnich dniach swojego zycia. Usmiechniety i ubrany w ostatni sweterek, blektiny, kaszmirowy, ktory mu ofiarowalam. Rozmawialismy o wszystkim, smialismy sie. Antek przytulal sie do niego. W pewnym momencie pytam dziadka:
- Co ty tutaj robisz? Przeciez nie zyjesz od 2010 à mamy 2017?
Dziadek Na To:
-Jestem. To Tylko wasza percepcja.
W oczach mial radosc.
Obudzilam sie. Usmiechnelam i probowalam zamknac oczy bo chcialam z nim byc dalej, kontynuowac nasz spacer. Niestety nie udalo mi sie do niego wrocic. Bylam jednak szczesliwa, tak bardzo szczesliwa !

Przygotowania do Swiat w wersji francuskiej. Francuska codziennosc: czesc 135.


Dom udekorowany... choinka, korony na wszystkich drzwiach i oknach, swiece i jeszcze mamine Anioly cudnej urody rozpiely swoje skrzydla wszedzie! 
Z glosnikow muzyka swiateczna a to ta z Korsyki, a to ta made in America a to ta polska czy lacinska. Dzwieki, znane, cudne, coroczne! W ubiegla niedziele wybralismy sie z Helen na koncert naszych synow do Vendays Montalivet, 78 km od Bordeaux. W strugach deszczu jechalysmy i w wietrze takim ze 100 km na godzine. Ale musialysmy tam byc. Koncert cudownej urody pomimo okropnej pogody. Kosciolek wypelniony. Helen wzruszona - ona zawsze przy lacinskich koledach sie wzrusza. A ja? Wlasciwie przy wszystkich... W drodze powrotnej zabralismy chlopakow do Mc Donalda, ja nie lubie, ale oni - dzika radosc! Bylo tak milo, tak cieplo. I nasze rozmowy z Helene... niczym nie moge ich zastapic.  W najblizasza sobote koncert numer 2 a w czwartek 21 grudnia koncert numer 3. 

Tymczasem kontynuuje pieczenie, obtaczanie w cukrze i w czekoladzie... a moj syn tylko je czekoladki z kalendarzy. Na dole ten kupny w wersji staroswieckiej. 
Jutro dzien w zwiazkach zawodowych, mam wolne od lekcji. Bede sie zwiazkowo doksztalcac. 



Stan wojenny opowiedziany moim francuskim uczniom. Francuska codziennosc: czesc 134.

W ubieglym roku, dokladnie w ten sam dzien, dzielilam sie z wchodzacymi na ten blog osobami, moimi bardzo osobistymi wspomnieniami zwiazanymi z dniem wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.

Dzisiaj od rana, tez nie przestawalam myslec o tej rocznicy. A poniewaz w programie historii pierwszych klas liceum (przedostatnich jakby na polski system przelozyc) mam rozdzial o Zimnej wojnie i nowych konfliktach byla to dobra okazja do podzielenia sie z nimi moimi wspomnieniami, opiniami i analizami.

Siedzieli, wpatrywali sie we mnie, kilka dziewczyn mialo w oczach lzy... Bo wszystko to jest dla moich 16-sto latkow nowe, nieznane, niezrozumiale.
Jedna z uczennic podeszla do mnie i z oczami pelnymi lez pyta " ale jak to mozliwe, ze stoi teraz pani przed nami, zawsze usmiechnieta a jako dziecko przezyla pani cos takiego?".
Hm?... nie znam odpowiedzi na to pytanie. Zycie po prostu choc to oczywiscie banal.

Przypomnialam im wtedy jak wygladala Francja, dokladnie w tym samym okresie. W maju wybrano po raz pierwszy w historii 5 Republiki socjlastycznego prezydenta: François Mitterand. Zniesiono kare smierci. Panowal tutaj wszedzie radosny nastroj, pelen nadziei, oczekiwania na lepsze jutro, na zmiany, na reformy. Francuskie dzieci mialy swoje adwentowe kalendarze wypelnione czekoladkami. W sklepach uginaly sie polki jak dzisiaj a moze i bardziej? Telewizja nadawala filmy Disneya a ulice rozswietlily sie kolorami i dekoracjami.

U nas za to bylo ciemno i szaro. Przed sklepami gigantyczne kolejki - odsluchalismy sobie dzisiaj piosenki "Za czym kolejka ta stoi" ( tlumaczylam im slowa). Czekolady nie bylo tylko, jak ktos zdobyl, wyroby czekolado cos tam... kartki, godzina policyjna, aresztowania, klamliwe Wiadomosci wtedy Dziennik, zamiast papieru toaletowego pociete skrawki gazety a zamiast podpasek Always w najlepszym przypadku wata a gorszym pociete szmatki.
Tak szykowalismy sie do Swiat Bozego narodzenia. Cudowny czas...

Na koniec przeczytalismy razem kilka stron z komisku pani Marzeny Sowy "Marzi" i obejrzelismy tez kilka scen animowanych na podstawie tego komiksu nakreconych. Moje opowiadanie pokrylo sie z tym co w ksiazce i na ekranie.

Mysle, ze tej lekcji historii moi uczniowie nie zapomna. Taki byl zreszta moj cel.

niedziela, 10 grudnia 2017

U nas tez juz JEST. Francuska codziennosc: czesc 133


Choinko piekna jak las... pamietam taka piosenke z przedszkolnej zerowki!
Choinka znow zawitala do nas. Antek ze Stéphanem wybrali piekna epicee. Ponad 2 metry od podlogi do sufitu. W tym roku dekoracje nie na bialo a na rozno-kolorowo. Robi sie calkiem swiatecznie. Kartki wypisane. Swiece plona, lampki na choince tez i tak by sobie czlowiek usiadl i pierniczki pochrupal. Jeszcze dwa tygodnie pracy przed nami. Damy rade? Damy!
A dzis wieczorem pierwszy koncert Bozonarodzeniowy antkowego choru... jedziemy...




piątek, 8 grudnia 2017

"Odchodzic" - recenzja pani Ewy Woltman

„Jedna rodzina – tyle ludzkich losów.” 

„Odchodzić” Agnieszki Moniak – Azzopardi to niebanalna książka o przemijaniu, sile więzi rodzinnych, bezradności wobec nieuchronności losu, o dojrzewaniu do akceptacji życia we wszystkich jego przejawach i fazach, także tej ostatniej, dopełniającej się w cieniu cierpienia i zbliżającej się śmierci.
Z pierwszej części powieści stopniowo wyłania się szkic kilku gałęzi drzewa genealogicznego, obraz kilku pokoleń bohaterów, nad których losami autorka pochyla się z serdeczną uważnością. Rekonstruując wybrane fragmenty dziejów rodu, konsekwentnie, lecz nie natrętnie przywołuje konteksty historyczne, społeczno-polityczne i kulturowe, bowiem moment dziejowy, środowisko, narodowość  i geoprzestrzeń  determinują biografie postaci i odciskają trwałe piętno na ich wyborach życiowych i systemach wartości. Mogą stać się też źródłem  poczucia godności osobistej, ale, paradoksalnie, generują też lęki i kompleksy. 
Autorka osadza zasadniczą część akcji swojej sagi na Wołyniu, w kresowym tyglu etnicznym, gdzie żyją obok siebie Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Zderzenie różnych narodowości, religii i kultur staje się źródłem konfliktów, ale bywa też lekcją tolerancji i solidarności ponad podziałami, czego dowodzi na przykład scena, w której Żydówka kierując się odruchem wspólczującego serca w wigilijny poranek przynosi ciasto biednej rodzinie chorującego Stanisława lub inne, gdy bracia ratują tonącego ukraińskiego parobka, a Ukrainka w 1943 roku ukrywa rodzinę Zosi. W warstwie fabularnej nie brak zdarzeń  tragicznych, czy wręcz drastycznych, gdy członkowie rodziny stają się ofiarami zbrodni i rzezi wojennych. Zadziwiająco różnie potoczyły się losy bohaterów książki. Jednych, jak na przykład Józię i jej męża życiowa droga poprowadziła na emigrację, aż do Kanady, inni, jak Henryk i jego przyjciele z Koniuch, zostali wywiezieni na roboty przymusowe do Niemiec lub jak Gąsiorowscy zginęłi z rąk oprawców. 
Rodzina dla prawie wszystkich bohaterów sagi staje się pierwszą i najważniejszą szkołą życia. W procesie dojrzewania koniecznością okazuje się zarówno bolesna separacja od najbliższych i opuszczenie gniazda (Józia), jak i podtrzymywanie więzi (Natalia).
W galerii barwnych postaci tej powieści pojawiają się silne kobiety, zahartowane biedą,  zdeterminowane i walczące o przetrwanie najbliższych (Antonina), pracowici i odpowiedzialni mężczyźni (Stanisław), odważni, skłonni do podejmowania życiowego ryzyka młodzieńcy (Bolek i Heniek), kruche i bierne w swej  niezaradności staruszki (Janina), pełni pasji społecznicy (Teresa). Autorka z równą wnikliwością tworzy portrety kobiet, jak i mężczyzn, dokonujac poniekąd literackiej rekompensacji wartości bohaterek, które ze względu na uwarunkowania socjologiczne i kulturowe w I połowie XX wieku pozostawały jeszcze na marginesie życia społecznego. 
Centralną postacią powieści posiadającej dwudzielną kompozycję jest jednak Henryk – najpierw dziecko, którego rodowód i gniazdo rodzinne szczegółowo poznajemy, potem marzący o karierze pilota nastolatek, którego plany nieoczekiwanie pokrzyżowała II wojna światowa, a następnie dojrzały mężczyzna, nauczyciel – entuzjasta i w końcu  ukochany Dziadek Natalii. 
Akcja powieści rozpoczyna się w 1924, kończy około 2010 roku. Czas historyczny odgrywa znaczącą rolę w pierwszej części utworu, z wolna ustępując miejsca strumieniowi czasu subiektywnego, odmierzanego fazami postępującej choroby Henryka i jego powolnym odchodzeniem. Dynamika zdarzeń w świecie zewnętrznym przestaje wówczas mieć znaczenie, bo najważniejsze dokonuje się w relacji Dziadek – Wnuczka, w głębi serca, w warstwie emocji. Przestrzeń zawęża się do jednego miasta (Wałcz), jednego mieszkania, a w nim – łóżka Dziadka. 
O smaku życia nie decydują, jak wcześniej, ekstremalne przeżycia, gwałtowne uczucia, wielkie sprawy, ale doświadczenia i radości najprostsze oraz detale.  Największą  wartością codzienności jest to, że jeszcze jest dostępna, dopóki życie trwa. Jej piękno można odnaleźć w smaku dobrej herbaty i nałęczowskich śliwek w czekoladzie, zwłąszcza, gdy pamięta o nich ukochana osoba.
Miarą odległości pomiędzy Henrykiem i Natalią nie są tysiące kilometrów pomiędzy Francją a Polską, ale bliskość serc i czułość gestów, język miłości i wzajemnego oddania. Współcześnie, gdy w życiu publicznym tak niewiele uwagi poświęca się ludziom sędziwym, chorym, zniedołężniałym lub niepełnosprawnym, istotną zaletą książki jest wrażliwość i subtelność, z jaką młoda pisarka  przedstawia  kondycję starego człowieka, jego cierpienie i niemoc. 

Powrót do genealogicznej przeszłości w poszukiwaniu ciekawych scenariuszy życia ma szanse zakończyć się sukcesem, bowiem  życie bywa niekiedy  bardziej zaskakującym reżyserem zdarzeń niż ludzka wyobraźnia. Myślę, że Agnieszka Moniak-Azzopardi czerpiąc inspirację z dziejów rodu, w literackich stop-klatkach nie tylko ocaliła od zapomnienia postacie i zdarzenia, losy jednostek i zbiorowości, ale także mimowolnie podjęła próbę odkrycia jakiś okruchów prawdy o sobie w kontekście historii rodzinnych. 


Książka warta przeczytania. Zdecydowanie polecam.


Pani EWO... ogromne DZIEKUJE!

czwartek, 7 grudnia 2017

"Odchodzic" w Strasburgu!

L’image contient peut-être : 1 personne, ciel et plein air
Pani Katarzyno, dziekuje za zdjecie!!!

Szopka neapolitanska w moim domu. Francuska codziennosc: czesc 131.


Tego lata spedzilismy tydzien pod Neapolem i zwiedzilismy przylegly temu miastu region jak i samo miasto. Zdjecia i opisy tych miejsc znajdziecie w rubryce "Poludniowa Italia". I tak przechadzajac sie po Neapolu pewnej sierpniowej soboty trafilismy do butiku pana Roberto Coletta. 
Byl to bardzo spokojny, starszy pan, ktory przywital nas radosnie nie przerywajac swojej pracy - malowal wtedy kolejne postacie do szopek. Jego warsztat wypelniony byl szopkami. Byly te ogromne jak i te miniaturowe, pod kloszem, jak ta nasze, i te do ustawiania w domu. Na polkach setki figur w roznych strojach dopelnialy oferty. Nie moglismy oderwac oczu od tych cudownosci. Antek przygladal sie wnikliwie samej pracy artysty. 

Nie wyszlismy z pustymi rekoma. Nasza szopka nie jest zbyt duza. Ma jakies 25 cm wysokosci, ale jest wykonana przez pana Coletta recznie, kazda figurka, kazde zdziblo trawy przyklejone do jej terakotowych scian. Teraz stoi obok naszych swiec adwentowych i nie mozemy sie na nia napatrzec. 
W tym roku, po raz kolejny, neapolitanscy artysci podarowali szopke papiezowi Franciszkowi. 
Ta tradycja jest tak piekna i tak silna... trwa od ponad 700 lat w Neapolu choc oczywiscie zapoczatkowal ja Swiety Franciszek z Asyzu w XII wieku. 


niedziela, 3 grudnia 2017

Anonimy

Po raz  podkreslam, ze nie bede tutaj publikowac zadnych anonimowych komentarzy czy to zjadliwych czy zyczliwych. Podstawowa kultura osobista wymaga przedstawienia sie z imienia I z nazwiska ( jesli nie posiada sie wlasnego, zidentyfikowanego bloga)  rozmawiajac z  kims kogo imie I nazwisko znacie.

Wyjatkowo obrazliwe i niestety anonimowe komentarze sa przeze mnie zglaszane w formie skargi na policji. Prosze sie wiec nie zdziwic gdy ktos zapuka kiedys do niektorych drzwi. Obrzucanie kogos inwektywami i grozenie  mu jest prawnie karalne.

sobota, 2 grudnia 2017

Wczorajsze "pierniczkowanie". Francuska i polska codziennosc: czesc 130


Przychodzi taki grudniowy czas... gdy w domu pachnie miodem, cynamonem, galka muszkatulowa, gozdzikami. Potem cala kuchnia i salon plyna kolorowymi lukrami i ozdobami z cukru. Z glosnikow za to slychac pierwsze koledy i piosenki swiateczne. UWIELBIAM ten czas!!!!!

Czlowiek sie nameczy bo ja tych pierniczkow i innych ciasteczek musze napiec w ilosciach hurtowych. Sprzedaje je antkowy chor, rozdaje je w pracy, sasiadom, przyjaciolom, znajomym. Sami tez troche zjemy. Takie to moje przedswiateczne zaangazowanie. W ubieglym roku zanieslimy paczki ciastek z Antkiem do centrum dla uchodzcow. Nigdy nie zapomne ich wzroku i ich "dziekuje". W tym roku moze zrobimy podobnie albo przejdziemy sie po ulicach Bordeaux i rozdamy kilka paczek tym, ktorzy na ulicach zebrza. Serce sie kraje, lzy same plyna, ale jak wiele jest osob, ktore potrzebuja wsparcia i ciepla? Nie tylko tego materialnego ale tego zwyklego ludzkiego, duchowego?

Zadanie na dzisiaj dla Antka oddac czesc zabawek i ksiazek, z ktorych juz wyrosl, a ktore sa w idealnym stanie bo jutro chce je zawiezc do pracy. Zbieramy dla Secours populaire zabawki i ksiazki.  Ucze go nie tylko pracy i bycia odpowiedzialnym ale tez dzielenia sie tym co ma. 
Dobrej niedzieli... pierwszej adwentowej. Niech zaplonie pierwsza swieca i plomyk nadziei w oczach kogos kogo spotkacie dzisiaj. 




Ja i bledy!

Skomentowalam dzisiaj rano na Facebooku, krotki wpis mojej wirtualnej znajomej, pisarki, pani Doroty Schrammek. Komentarz pozytywny bo moglam dzisiaj pani Dorocie przyznac tylko racje. Pod moim komentarzem pani Kamila Piechota skomentowala w ten sposob ( tekst kopiuj-wklej)


"Z całym szacunkiem, ale po takim wpisie nie powiedziałabym, że jest pani pisarką ani nie zachęca pani do czytania swojej książki. Dorota to znawca, ja się nie znam i z perspektywy zwykłego czytelnika wolę kupić książkę Doroty, która pięknie pisze wszystkie posty na swoich stronach niż pani, która robi masę błędów, a ostatnie zdanie "...bardzo Alé To bardzo mi zalez." to jakaś masakra. Do tego jeszcze to: "Wiesz Dorota, ze Ja tak jak ty " Ja dużą literą, ale Ty już małą, a to chyba odwrotnie powinno być, no chyba, że ktoś ma tak wygórowane ego. Nie chcę obrażać, piszę co myślę. Po prostu nie wypada, by ktoś kto jest pisarzem i mu zależy na czytelnikach, pisał w taki sposób posty. Ja sama nie jestem pisarką, ale nigdy w życiu bym nie napisała w taki sposób. Zawsze czytam drugi raz i poprawiam, nawet jak zdążę opublikować to jest możliwość edycji..."

Przeczytalam ten komentarz ze trzy razy i pierwsze co mi przyszlo na mysl to jak latwo nam przychodzi ocenianie ludzi po wygladzie. Tak, w dzisiejszych czasach liczy sie FORMA. Forma przede wszystkim. Tresc jest duzo mniej wazna. Pani Kamila ocenila mnie i moja ksiazke po wymienionych tutaj literowkach. Napisala tez, jak poprawnie sama postepuje i jak korzystajac z mozliwosci edycji jest poza wszelkim podejrzeniami o niepoprawnosc jezykowa.

Idac dalej tym tropem... stwierdzilam, ze powinnam oceniac sprawdziany, matury i inne egzaminy moich uczniow i studentow nie pod katem ich wiedzy historycznej czy geograficznej a pod katem tego jak to jest napisane. Czy linijki zachowane, czy bledow ortograficznych nie ma, czy wszystko jak nalezy z duzej litery. Tak ich jednak nie oceniam. Bo dla mnie liczy sie tresc, wiedza, zaangazowanie, przekaz. 
Pomyslalam sobie tez, ze myslac jak Pani Kamila powinnam oceniac ludzi, ktorych spotykam na swojej drodze, tak od razu z marszu: czy dobrze ubrani? czy markowo? czy koszule maja wyprasowane na kancik a makijaz sie nie rozmazuje? 

Czy to oznacza, to co napisalam wyzej, ze FORMA jest niewazna? Jak dla mnie nie do konca. Forma w jakims stopniu jest wazna, niestety nigdy nie zastapi tresci, nie zastapi nas z calym naszym wewnetrznym bytem. 
Owszem, tylko "winny sie tlumaczy" i moglabym, gdybym sie postarala, robic mniej bledow i korygowac literowki. 

Dlaczego wiec tego nie robie? Albo nie zawsze robie? 

Powodow jest wiele... by bylo weselej do liceum sie nie dostalam z powodu 3 bledow ortograficznych! Nie dostalam po samych pisemnych bo kilka dni pozniej byly ustne i jednak mnie przyjeli do naszej poznanskiej dwojki. Na maturze jednak skonczylam z ocena Bardzo Dobry, celujacych wtedy nie bylo... Wiec cos z tymi bledami mam. Jakas skaze krwi czy ducha? 

Mam 44 lata, pani Kamila ma ich 27. Mieszka w Polsce, przypuszczam, ze od urodzenia. Ja od 26 lat mieszkam poza Polska i przyjezdzam dosc rzadko. Zadne to usprawiedliwienie... wiem bo jednak wciaz po polsku pisze i publikuje, po francusku zreszta tez, zdazalo sie i po rosyjsku i po angielsku. Czy ktokolwiek z tych wydawcow, ktory opublikowal moje teksty uznal, ze moje bledy sa nie do przyjecia a tresc jest beznadziejna??? Zaden. Ciekawe wiec jak to sie dzieje, ze osoby, ktore nie publikuja tak znakomicie sie na jezyku polskim znaja a moze tez na innych, ze pozwalaja sobie bez skrupulow na pouczanie innych??? Jakas frustracja? zdenerwowanie? Potrzeba pokazania kto tutaj jest "gora"? 

Wlasciwie odpowiedz na to pytanie malo mnie obchodzi bo obchodzi mnie TRESC... to co we wnetrzu czlowieka a nie w jego ego. 

A komentarze na Facebooku, jak dla mnie, do literatury nie naleza, sa krotkim, sympatycznym badz mniej, wyrazeniem swojego zdania. Nie przykladam do nich wiekszej wagi. To nie praca magisterska, artykul prasowy, albo ksiazka. A ze tablet (ustawiony na jezyk polski) do tego przekreca slowa, wstawia duze litery albo cos tam zjada to zaden wielki problem. 

I mysle, ze jest tutaj cos jeszcze... moj zupelny BRAK przywiazania do jakiegokolwiek statusu... Pisarka? To brzmi dumnie. Po trzech ksiazkach sie za taka chyba jeszcze nie uwazam. Tak jak sprzedawalam sery w butiku w Bordeaux nie uwazalam sie za sprzedawczynie serow, jak bylam niania nie uwazalam sie za nianke, jak jestem belfrem nie przestrzegam zadnej hierarchii typu ja i moi uczniowie bo ich po prostu lubie i staram sie byc ich przyjacielem. 

François Mauriac, literacki laureat Nobla, nie zdal matury z francuskiego i z filozofii, Czeslaw Milosz pisal z bledami a Flaubert miesiacami poprawial skladnie swych zdan bo w jego rekopisach mozna zobaczyc pewne arcydziela. Zycze pani Kamili takiej slawy jak wyzej wymienionym pisarzom i  pozdrawiam.  




piątek, 1 grudnia 2017

Garsc adwentowej juz codziennosci. Francuska codziennosc: czesc 129

Za 3 tygodnie powinnismy byc juz w POLSCE! Swieta z moimi rodzicami w tym roku!!! Czekam na nie z wielka radoscia. Robie sie nostalgiczna, wspominam moje swieta z dziecinstwa... Lot ode mnie do Berlina zakupiony od wrzesnia. Hotele w Poznaniu i w Berlinie zarezerwowane jak i samochod na lotnisku w Berlinie zaklepany. Byle sniegu zbyt duzo nie bylo by mozna bylo dojechac i doleciec.

1 grudnia... na moich drzwiach zawisl wieniec adwentowy. Na stole ustawilam swiece 4, po jednej na kazda niedziele adwentu. Na stoliku po dziadku, porcelanowy, czerwony domek Mikolaja, w ktorym juz co wieczor beda palily sie swieczki. Nie wytrzymalam tez i wyciagnelam nasza zakupiona tego latat w Neapolu szopke recznie robiona... odkurzylam ja nieco po kartonowym pobycie. Jest cudowna!!!

Na kredensie z naczyniami zawisl stary kalendarz adwentowy Antka. Jest on zrobiony z filcu i moj syn majac go od 1 roku zycia jest bardzo do tego przedmiotu przywiazany. Niestety polski sklep zostal w Bordeaux zamkniety, nie ma wiec polskich slodyczy a szczegolnie krowek. Wrocilismy wiec   do francuskich cukierkow papilliotes, ktore tez uwielbiamy. Drugim kalendarzem antkowym jest tradycyjny niemiecki kalendarz z czekoladkami mlecznymi w ksztalcie aniolkow.

Jeszcze wiec 3 tygodnie do wakacji, do lotu wiec 3 tygodnie pracy i to intesywnej bo sa rady pedgagogiczne, koniec trymestru, wystawianie ocen, wypisywanie setek opinii, plus lekcje plus okres swiateczny. A mi wysiadlo zdrowie szlachetne. Bo jak zwykle z kataru rzucilo sie w ciagu 48 godzin na zatoki, jak co roku, jak nawet kilka razy w roku i dzisiaj rano musialam przeprosic stara maszyne do zatok. Wykonalam moj zabieg wstrzykiwania a raczej wyplukiwania plynem sterydowem moich zatok i mojego nosa.
Brzmi barbarzynsko i tak tez wyglada! Ale jaka ulga po! Dzis w poludnie zrobilam kolejny zabieg, wieczorem trzeci. Mam nadzieje, ze zatrzymam proces zapalny na tyle by funkcjonowac jako tako. W przeciwnym wypadku skoncze na doustnych sterydach, antybiotykach i zabiegach u laryngologa. Staram sie wiec dzisiaj troche odpoczac, jutro podobnie. Wkurza mnie przy okazji fakt, ze nie moge isc pobiegac ani pocwiczyc bo sie boje ze sie pogorszy i forma nie ta... Zasypiam przed 22... i spie, spie na tyle na ile moge.

Wczoraj zadzwonil dyrektor liceum ze Strasburga. Powiedzila mi, ze sa 2 kandydatury na proponowana pozycje pracy, ale ze on poprze moja. Tyle, ze jego glos liczy sie na 1/5. Wiec nie wiem co z tego wyniknie. Fajnie by bylo jak by wyszlo bo lubie nowe wyzwania i pracy sie nie boje!

środa, 29 listopada 2017

Pierwszy medal w badmintona. Francuska codziennosc: czesc 128


Antek wrocil dzisiaj wieczorem przeszczesliwy. Zdobyl bowiem, swoj pierwszy, brazowy medal w pierwszej turze rozgrywek badmintonowych w regionie. Twierdzi, ze moze zagrac jeszcze lepiej i ze na pewno zagra lepiej 20 grudnia, podczas drugiej tury. Bioerac pod uwage fakt, ze poza tygodniowym stazem moj syn w zadnej szkolce badmintona nie trenuje tylko gra bo lubi, a od wrzesnia gra w szkole w czwartki w przerwie obiadowej to uwazam ten wynik za bardzo, bardzo obiecujacy. Tenis powoli spowalnia i zanika na rzecz badmintona i ping ponga. Zobaczymy co bedzie dalej...
Tymczasem ide sie leczyc bo sie przeziebilam ja, dumna mama Antka!


Jak fajnie otrzymac takie pozdrowienia! Francuska codziennosc: czesc 127.


Wczoraj rano otwieram skrzynke mailowa a tam takie zdjecie i te slowa "Bonjour marraine" czyli "Dzien dobry matko chrzestna"!!!!
nic tylko ukochac takiego slodziaka!!!!

Film "Mustang" i krople zimnego potu: Francuska codziennosc: czesc 126

Résultat de recherche d'images

Wczorajszym popoludniem, w strugach zimnego deszczu poszlam z moja klasa o profilu literackim do kina. Specjalny projekt, w ktorym biore udzial nazywa sie "Licealisci i kino".

To nasz pierwszy film w tym roku. Film znaczacy, porazajacy, dzielo sztuki niezwyklej tresci i formy. Film wyszedl na ekarny w 2015 roku. Zdobyl kilka nagrod. Mnie jednak poruszyl i to bardzo. Dotyka on bowiem calego spektrum wspolczesnych problemow. Akcja rozgrywa sie w Turcji, jakies 1000 km od Istanbulu w malutkim miasteczku. Mieszka tutaj 5 siostr, ktorymi opiekuje sie babcia i ich wujek. Wujek jest gwalcicielem, jak sie pozniej okaze, babcia nie potrafi sie niczemu sprzeciwic i tylko zalamuje rece godac sie na zbrodnicze respektowanie tradycji. To film o kobiecosci, o buncie, o zbrodniach i o samobojstwie tez. Ale tez film o roli edukacji i jej wplywie na los/zycie kobiet.
Jesli nie widzieliscie goraco wam ten film polecam.

Do domu wrocilam okolo 17 po prawie 9 godzinach pracy w liceum. Pogadalam z rodzicami, wypilam herbate i mialam zamiar zabrac sie za liste zakupow na dzisiaj. I z przerazeniem stwierdzilam, ze nie mam portfela. Mojego duzego, niebieskiego portfela.
Panika na pokladzie. telefon by zablokowac karte kredytowa i dalej telefony do liceum, do kina... W liceum szukal stroz nocny niczego nie znalazl. Wice dyrektor o niczym nie wiedziala, nikt niczego nie zglaszal. W kinie przeszukano cala sale i nic.

W nocy nie spalam... no prawie. Dzis rano wyskoczylam jak z procy z lozka kilka minut po 5 i kilka minut po godzine 7 bylam juz w liceum. Na dole, dwie panie sprzataczki... nic. Lece na gore do pokoju nauczycielskiego, gdzie wczoraj o 13 h trzymalam portfel po raz ostatni placac za kawe moja i kolezanki naszej maszynie pokladowej. Glowna sala w pokoju nic... pierwsza sala informatyczna... nic. Otwieram moja szafke nauczycielska zwana casier, to cos w rodzaju skrzynki pocztowej tyle, ze nie zamyka sie tego na klucz. W srodku lezy moj portfel!
Otwieram... wszystko jest: pieniadze, karty bankowe i kredytowe, dowod osobisty, prawo jazdy, karty z ubezpieczenia zdrowotnego i z kilku sklepow, dwa zdjecia Antka uff......

Nie wiem do dzisiaj co sie stalo. Na tablicy w pokoju nauczycielskim wypisalam podziekowanie z czerwonymi serduchami wokol. Nikt sie nie przyznal do niczego. Wice dyrektorka usciskala mnie na przerwie mowiac " widzi pani, pani Agnieszko, jak 17 lat tutaj pracuje jeszcze nigdy nic nie zginelo ani nie zostalo skradzione".

I tak... calkiem niefajne wydarzenie calkiem fajnie sie zakonczylo. Moglam zrobic moje cotygodniowe zakupy dzisiaj choc karty nie dzialaja, za 3 dni mam dostac nowe z moich bankow.
Szczesliwam!