poniedziałek, 2 października 2017

« Les Grands esprits » czyli byliśmy w kinie i o sensie bycia Belfrem… przy okazji. Francuska codzienność : część 105

.
 
Wczoraj wieczorem pojechaliśmy całą rodziną do kina. W połowie września wszedł bowiem na ekrany film, komedia dramatyczna, pod znaczącym tytułem « Wielkie inteligencje » - tak bym ten tytuł przetłumaczyła.
 
To historia francuskiego nauczyciela literatury, którego ojciec jest pisarzem, on sam uczy w najbardziej prestiżowym francuskim liceum Henryka IV w Paryżu. Przez pewien zbieg okoliczności nauczyciel ten trafi do podmiejskiego gimnazjum, zona edukacji priorytetowej. Na początku dozna szoku, ale z czasem wdroży pewne zabiegi pedagogiczne, które wpłyną na jego uczniów. Tutaj film grzeszy wielką naiwnością… Całość jest jednak dość realistyczna, czasem komiczna.
 
I tak siedząc wczoraj w kinie nieustannie myślałam o mojej własnej pracy, choć nigdy w szkole należącej do zony edukacji priorytetowej nie pracowałam.

Po pierwsze to jednoznacznie stwierdzam, że uwielbiam uczyć. Odnajduję się w pełni w tym zawodzie, lubię go i podczas wakacji klas, uczniów mi brakuje.
 
Po drugie jestem wciąż zainteresowana innowacyjnymi pedagogikami, nowy odktyciami w dziedzinie neuro, nowymi pracami nad ludzką pamięcią, jej funkcjonowaniem. Dokumentuję się więc non stop i aplikuję tyle ile się da. Dlatego każdy rok szkolny nie zaczyna się u mnie od prezentacji czy lekcji programowych. Ja poświęcam pierwsze 2 tygodnie od 6 do 8 godzin lekcyjnych na POZNANIE moich uczniów. Daję więc im słowa klucze, nad którymi pracujemy, robię im testy na typy pamięci, idę dalej robię im test na profil ucznia, który reprezentują – to są złożone dane… na 8 krzywych… mamy 16 głównych typów « uczących się ». To wszystko dyskutujemy. Daję im wskazówki jak mają konkretnie pracować, jakie są ich słabe i mocne strony. Tym sposobem realizuję do końca program w roku szkolnym bo mam ogląd kiedy zwolnić a kiedy przyśpieszyć, z kim i jak.
 
Po trzecie stosuję na ponad połowie moich lekcji pedagogikę « ïlots bonfiés » pani Marie Rivoire, czyli specyficzną pracę w 4 osobowych grupach. Dużo bym mogła o niej napisać…
 
Po czwarte stosuję na każdej lekcji dyferencjację pedagogiczną w zależności od poziomu uczniów i ich grup. Kosztuje mnie to masę pracy, ale się sprawdza.
 
Po piąte każdą lekcje i każdy dział, który przerabiamy wiążę z tym co mi uczniowie znają ze swojej codzienności… Jest więc zawsze data dnia i mosty pomiędzy tym co było a tym co jest.
 
Po szóste mam zawsze, obojętnie od szkoły od 2,3 punkty wyższe średnie czyli klasa z Historii-geografii ma średnią od 14 na 20 w górę, gdy pozostałe dyscypliny są zazwyczaj wokół 11, 12 punktów na 20 możliwych.
 
Z tego wszystkiego wynika to, że… spora część kolegów nauczycieli ma ze mną problem. Bo znoszę hałas jak pracujemy w grupach, bo nigdy się na uczniów nie skarżę, albo bardzo rzadko, bo mam uśmiech na twarzy, który nie schodzi jak idę do pracy, bo lubię moich uczniów, bo mam poczucie, że nie pracuję z “wrednymi bachorami za karę” tylko pracuję bo chcę i w miarę możliwości jak chcę. W ubiegły wtorek jedna z moich klas napisała petycję do kurtatorium bo wiedzą, że zostanę z nimi tylko do lutego… a oni po 3 tygodniach zaprotestowali wraz z rodzicami bo chcą bym została… administracja jednak zadecyduje inaczej, jak zawsze… przerabiałam to wielokrotnie już.
 
Ten wczorajszy film utwierdził mnie jednak w głębokim poczuciu sensu tego co robię i dał mi jeszcze większą moc by tę moją pracę z równym entuzjazmem kontynuować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz