niedziela, 5 listopada 2017

Byly sobie wakacje. Francuska codziennosc: czesc 115.

Nie obeszlo sie bez gofra z goracym, plynnym karmelem na solonym masle! Niech zyje Bretania!

Ani bez goracej czekolady w Chateau La Tourelle

Wakacje, ktore spedzilismy glownie na jedzeniu i na sportach. Pogode mielismy dobra pomimo bretonskiego klimatu. Codziennie rano szlam biegac a pozniej... to juz tylko smakowanie, rozkoszowanie sie, probowanie. Jednym slowem pewnie mnie przybylo, ale za chwile strace to co nabylam w obwodach, pozostana mile wspomnienia. Tym bardziej, ze z okazji minionych urodzin pan maz z panem synem przygotowali mi niespodzianke zapraszajac na obiad do Fouquet's, w hotelu Royale w La Baule. Bylo i pieknie i pysznie. 
Odpoczelismy wiec sobie. Pogralismy w tenisa i w golfa, pobiegalismy, polazilismy. Bylismy tez w kinie na "Au-revoir là-haut" i wyszlismy wzruszeni. Sporo czytalam. Wyslalam tez czesc moich ksiazek w celach promocyjnych i nie tylko.

Fajnie bylo i szkoda, ze juz sie skonczylo, ale ciesze sie bardzo na nowy okres w pracy, juz od jutra. Jestem w pelnej formie jak narazie i byle tak dalej... bo moja szwagierka wrocila z Izraela z grypa i moze nas zarazila wiec ta forma jest na dzisiaj. 




Wieczorna Bretania, nad oceanem.

Sloneczny golf w La Baule





I moja niespodzianka-obiadowa... przystawka z grejpfruta, awokado, krewetek i jajka mimoza; tarta ziemia-morze z galarteka z buraka i sosem porzeczkowym; dorada i quinoa oraz herbata ze slodkosciami. 

Po wyslaniu ksiazek, w ubiegly poniedzialek, wraca sobie moj cien do domu w Pornichet.


Coporanna kawa na tarasie ulubionej plazowej kawiarni czyli Sunset w Pornichet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz