piątek, 8 grudnia 2017

"Odchodzic" - recenzja pani Ewy Woltman

„Jedna rodzina – tyle ludzkich losów.” 

„Odchodzić” Agnieszki Moniak – Azzopardi to niebanalna książka o przemijaniu, sile więzi rodzinnych, bezradności wobec nieuchronności losu, o dojrzewaniu do akceptacji życia we wszystkich jego przejawach i fazach, także tej ostatniej, dopełniającej się w cieniu cierpienia i zbliżającej się śmierci.
Z pierwszej części powieści stopniowo wyłania się szkic kilku gałęzi drzewa genealogicznego, obraz kilku pokoleń bohaterów, nad których losami autorka pochyla się z serdeczną uważnością. Rekonstruując wybrane fragmenty dziejów rodu, konsekwentnie, lecz nie natrętnie przywołuje konteksty historyczne, społeczno-polityczne i kulturowe, bowiem moment dziejowy, środowisko, narodowość  i geoprzestrzeń  determinują biografie postaci i odciskają trwałe piętno na ich wyborach życiowych i systemach wartości. Mogą stać się też źródłem  poczucia godności osobistej, ale, paradoksalnie, generują też lęki i kompleksy. 
Autorka osadza zasadniczą część akcji swojej sagi na Wołyniu, w kresowym tyglu etnicznym, gdzie żyją obok siebie Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Zderzenie różnych narodowości, religii i kultur staje się źródłem konfliktów, ale bywa też lekcją tolerancji i solidarności ponad podziałami, czego dowodzi na przykład scena, w której Żydówka kierując się odruchem wspólczującego serca w wigilijny poranek przynosi ciasto biednej rodzinie chorującego Stanisława lub inne, gdy bracia ratują tonącego ukraińskiego parobka, a Ukrainka w 1943 roku ukrywa rodzinę Zosi. W warstwie fabularnej nie brak zdarzeń  tragicznych, czy wręcz drastycznych, gdy członkowie rodziny stają się ofiarami zbrodni i rzezi wojennych. Zadziwiająco różnie potoczyły się losy bohaterów książki. Jednych, jak na przykład Józię i jej męża życiowa droga poprowadziła na emigrację, aż do Kanady, inni, jak Henryk i jego przyjciele z Koniuch, zostali wywiezieni na roboty przymusowe do Niemiec lub jak Gąsiorowscy zginęłi z rąk oprawców. 
Rodzina dla prawie wszystkich bohaterów sagi staje się pierwszą i najważniejszą szkołą życia. W procesie dojrzewania koniecznością okazuje się zarówno bolesna separacja od najbliższych i opuszczenie gniazda (Józia), jak i podtrzymywanie więzi (Natalia).
W galerii barwnych postaci tej powieści pojawiają się silne kobiety, zahartowane biedą,  zdeterminowane i walczące o przetrwanie najbliższych (Antonina), pracowici i odpowiedzialni mężczyźni (Stanisław), odważni, skłonni do podejmowania życiowego ryzyka młodzieńcy (Bolek i Heniek), kruche i bierne w swej  niezaradności staruszki (Janina), pełni pasji społecznicy (Teresa). Autorka z równą wnikliwością tworzy portrety kobiet, jak i mężczyzn, dokonujac poniekąd literackiej rekompensacji wartości bohaterek, które ze względu na uwarunkowania socjologiczne i kulturowe w I połowie XX wieku pozostawały jeszcze na marginesie życia społecznego. 
Centralną postacią powieści posiadającej dwudzielną kompozycję jest jednak Henryk – najpierw dziecko, którego rodowód i gniazdo rodzinne szczegółowo poznajemy, potem marzący o karierze pilota nastolatek, którego plany nieoczekiwanie pokrzyżowała II wojna światowa, a następnie dojrzały mężczyzna, nauczyciel – entuzjasta i w końcu  ukochany Dziadek Natalii. 
Akcja powieści rozpoczyna się w 1924, kończy około 2010 roku. Czas historyczny odgrywa znaczącą rolę w pierwszej części utworu, z wolna ustępując miejsca strumieniowi czasu subiektywnego, odmierzanego fazami postępującej choroby Henryka i jego powolnym odchodzeniem. Dynamika zdarzeń w świecie zewnętrznym przestaje wówczas mieć znaczenie, bo najważniejsze dokonuje się w relacji Dziadek – Wnuczka, w głębi serca, w warstwie emocji. Przestrzeń zawęża się do jednego miasta (Wałcz), jednego mieszkania, a w nim – łóżka Dziadka. 
O smaku życia nie decydują, jak wcześniej, ekstremalne przeżycia, gwałtowne uczucia, wielkie sprawy, ale doświadczenia i radości najprostsze oraz detale.  Największą  wartością codzienności jest to, że jeszcze jest dostępna, dopóki życie trwa. Jej piękno można odnaleźć w smaku dobrej herbaty i nałęczowskich śliwek w czekoladzie, zwłąszcza, gdy pamięta o nich ukochana osoba.
Miarą odległości pomiędzy Henrykiem i Natalią nie są tysiące kilometrów pomiędzy Francją a Polską, ale bliskość serc i czułość gestów, język miłości i wzajemnego oddania. Współcześnie, gdy w życiu publicznym tak niewiele uwagi poświęca się ludziom sędziwym, chorym, zniedołężniałym lub niepełnosprawnym, istotną zaletą książki jest wrażliwość i subtelność, z jaką młoda pisarka  przedstawia  kondycję starego człowieka, jego cierpienie i niemoc. 

Powrót do genealogicznej przeszłości w poszukiwaniu ciekawych scenariuszy życia ma szanse zakończyć się sukcesem, bowiem  życie bywa niekiedy  bardziej zaskakującym reżyserem zdarzeń niż ludzka wyobraźnia. Myślę, że Agnieszka Moniak-Azzopardi czerpiąc inspirację z dziejów rodu, w literackich stop-klatkach nie tylko ocaliła od zapomnienia postacie i zdarzenia, losy jednostek i zbiorowości, ale także mimowolnie podjęła próbę odkrycia jakiś okruchów prawdy o sobie w kontekście historii rodzinnych. 


Książka warta przeczytania. Zdecydowanie polecam.


Pani EWO... ogromne DZIEKUJE!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz